Nie masz czasu na czytanie? Słuchaj podcastu poniżej!
LINKOWNIA
- Poprzedni odcinek podcastu: Kreatywność na zawołanie – rozmowa z Andrzejem Tucholskim
- Poprzedni odcinek podcastu: Jak robić kolaże w digitalu?
- Piosenka Ziemio, daj!
- Profil Asi Nawojskiej na Spotify
- Asia Nawojska na YouTube
- Profil Asi Nawojskiej na Instagramie
- Koncert Lema Pamięci: Czarne Lustro w reżyserii Asi
Ostatnio dostałam wyzwanie, żeby podzielić się inspirującymi kontami z Instagrama. I od razu pomyślałam o Asi Nawojskiej – mojej znajomej kompozytorce i wokalistce. Ale nie takiej pierwszej lepszej, bo gdy Asia wychodzi na scenę i zaczyna śpiewać i grać, to… po prostu nie wiem, jak to inaczej opisać: cała staje się muzyką. I ta wspaniała istota przyszła do „Burzy w mózgu”, żeby opowiedzieć mi i tobie o tworzeniu muzyki, radzeniu sobie z blokadą kreatywną i o szukaniu własnego stylu w życiu i w sztuce. Zapraszam!
To teraz przedstawiam wszystkim Asię Nawojską. Zaczynała jako rockmanka z łańcuchem na szyi, ale teraz częściej wychodzi na scenę w otoczeniu kwiatów. Dosłownie, bo wydała EP-kę „Kwiaty do domu”! Poza tym ma na koncie liczne single. Śpiewa o ważnych i trudnych rzeczach, lubi wydobywać na światło dzienne myśli, którymi wstydzimy się podzielić, i jest też spełnioną mamą roślin doniczkowych i pluszowego rekina z IKEi. Asiu, witam cię w Burzy!
[AN] Wow, dzień dobry, Burzo, bardzo mi miło, hej!
[Magda z Burzy w Mózgu] Hej, hej! Zrobiłam porządny research na twój temat, kilkunastogodzinny. Przestalkowałam cię porządnie. Wiesz, że pod hasłem „Asia Nawojska” jest sześć stron w Google’u?
[Asia Nawojska] Co ty gadasz, nigdy tego nie sprawdzałam! W ogóle… Nie no, nie mogę uwierzyć, to jakiś szok.
[BWM] No to teraz już doskonale to wiesz i możesz żyć z tą wspaniałą świadomością! Jak to robisz, że jesteś nastawiona na to, żeby szukać swojej własnej drogi? Że nie masz lęku przed tym, żeby na przykład zmieniać studia i robić to, czego naprawdę chcesz i co kochasz?
[AN] Na pewno to jest coś, nad czym musiałam popracować wewnętrznie. Każda taka zmiana, do której podchodziłam – a trochę ich już było i pewnie trochę ich jeszcze będzie – była dużo łatwiejsza. Bo podchodzę do niej na zasadzie, że to jest decyzja, którą SAMA podejmuję. Wiem, dlaczego to robię i po prostu, że będzie dla mnie dobra. Zaczęłam swoje pierwsze studia we Wrocławiu na Akademii Muzycznej, na muzykoterapii. Po roku po prostu stwierdziłam, że fajnie jest to robić, że to jest spoko, aczkolwiek czuję, że stoję w jednym miejscu. I że nie chcę tego dla siebie. Że jestem młodym człowiekiem, który potrzebuje się rozwijać i iść do przodu, a coś mnie ograniczało. I wtedy ten krok, który zrobiłam, był trochę niespodziewany dla wszystkich dookoła, trochę inny od tego, co robili moi znajomi. W momencie, w którym ja jeszcze studiowałam, studiowałam i końca nie było widać, to moi bliscy znajomi, z którymi pisałam maturę i tak dalej, już zdali licencjat, teraz są po magisterce, a ja cały czas jestem osobą szukającą. Są takie momenty, że sprawia mi to pewnego rodzaju dyskomfort. Ten, że mimo wieku nie spełniłam jakichś oczekiwań, które się nam narzuca odgórnie. Z drugiej strony wiem, że zrobiłam to z własną świadomością i dlatego, że tego chciałam, i że jest to dla mnie dobre. Znalezienie punktu „co jest dla mnie dobre”, jest najważniejsze w tym wszystkim. Należy wyeliminować bardzo wiele rzeczy ze swojego otoczenia, żeby czuć się dobrze samemu ze sobą. I dopiero wtedy możemy w ogóle pójść do przodu i wtedy tylko to ma sens.
[BWM] Dokładnie! Kiedy słuchałam innego wywiadu z tobą i opowiadałaś, że masz już za sobą cztery kierunki, to myślałam, że na młodych osobach jest gigantyczna presja na młode osoby. Już w wieku osiemnastu czy tam dziewiętnastu lat mamy – zgodnie z założeniami systemu – dokładnie wiedzieć, czego chcemy i iść w tym kierunku. A to wcale nie jest takie proste!
[AN] Wręcz bym powiedziała, że to jest niewyobrażalne! W wieku osiemnastu lat ciągną nas jeszcze z jednej strony marzenia, a z drugiej strony jakaś taka obowiązkowość. I ta obowiązkowość mówi nam: „muszę zostać lekarzem czy dentystą, żeby mieć pieniądze” albo „moi rodzice są prawnikami, więc ja będę też prawnikiem”. Ale w momencie, w którym to nie wypływa z twoich wewnętrznych chęci, no to pytanie, czy na pewno będzie z ciebie dobry prawnik? Czy wytrzymasz w tym przez całe życie? I czy nie złapiesz czegoś, co cię po prostu zatrzyma w życiu i nie pozwoli ci iść do przodu! Presja narzucana na każdego człowieka jest ogromna i tak naprawdę ten wiek osiemnastu lat, moment napisania matury… No to jest coś takiego, że w ogóle świat ci każe podejmować decyzje, które mają właśnie świadczyć o całej twojej tożsamości. To jest coś przerażającego! I tak naprawdę w każdym momencie możemy powiedzieć, że jesteśmy w takich decyzjach tożsamościowych: gdzie jesteśmy, dokąd mamy podążać… Tylko właśnie trzeba sobie samemu powiedzieć, czy to jest moment dla mnie. A w momencie, w którym ktoś mi to mówi, no to jakby… heloł! Nikt nie zna mnie lepiej niż ja sama, nie?
[BWM] Z drugiej strony jest też właśnie ta presja ze strony rodziców. Czy w twoim przypadku miałaś wsparcie w szukaniu własnej drogi?
[AN] Pracujemy nad tym. W sensie: moi rodzice nigdy mnie nie ograniczali w moich decyzjach. Świadczy o tym sam fakt, że poszłam na akademię, a społecznie uważa się, że nie da mi to zawodu ani pieniędzy i tak dalej. I zawsze we wszystkich tych moich decyzjach rodzice byli po mojej stronie, bo czuli, że robię coś ważnego dla siebie. Że podejmuję decyzje, które naprawdę coś znaczą, i zawsze są obok mnie. Owszem, chcieliby, żebym napisała tego magistra, bo jednak mówi się, że to jest ważne w życiu, żeby. Ja nie wiem po co, ale zazdroszczę ludziom, którzy go mają i super, że go mają! Jeśli to jest coś, co ma im pomóc zbudować swoja przyszłość, to w ogóle ekstra. Ale dla mnie to nie stanowi aż takiej wartości. W związku z tym to, czy go zrobię za dwa lata, czy za cztery, czy nigdy… pożyjem, zobaczym!
[BWM] I taką postawę bardzo szanujemy! Ale magistra również szanujemy. Szanujemy przede wszystkim wybory w zgodzie ze sobą.
[AN] No, to by było super, gdyby każdy tak sobie na to pozwalał [podejmowanie wyborów w zgodzie ze sobą], bo to jest kwestia pozwolenia sobie na to.
[BWM] Tak. Pozwolenia sobie i też zrozumienia, że nie jesteśmy na tym świecie po to, żeby zadowalać innych. Inne osoby, tak jak mówiłaś wcześniej, nie przeżyją tego życia za nas.
[AN] Tak, tak. I w ogóle nie spełniajmy oczekiwań innych ludzi względem siebie. Bo one donikąd nie prowadzą!
[BWM] To my będziemy musieli sobie radzić z konsekwencjami!
[AN] No właśnie! Tym bardziej zdobywajmy tylko siłę!
[BWM] Dokładnie. Ale jeden z kierunków, z tego, co rozmawiałyśmy wcześniej, skończyłaś, i to jest surdopedagogika. Z czym jest związany ten kierunek?
[AN] Tak, jest to kierunek nauczycielski, specjalizujący się w nauce dzieci słabosłyszących i niesłyszących. Będąc na muzykoterapii, bardzo zainteresowałam się tematem głuchych. Przypominam, że określenie „głuchy” nie jest określeniem pejoratywnym. My się trochę nauczyliśmy społecznie, że nazywając kogoś głuchym go obrażamy, w rzeczywistości jest wręcz przeciwnie. Mówiąc, że jest „osobą niesłyszącą”, nadajemy mu przedrostek, który oznacza jakąś niemoc, którą my mu narzucamy. Prawda jest taka, że głusi ani nie są niemowami – bo mówi się też „osoba głuchoniema”! To określenie już nie istnieje w języku polskim i się od niego całkowicie odchodzi, ponieważ głusi mają swój własny język! Jest to język migowy. Porozumiewają się nim i jest tak samo pełnoprawnym językiem jak nasz foniczny. Ma swoją własną gramatykę. Każdy kraj ma swój język migowy, nawet rejony różnią się od tego… to są różne dialekty, tak samo nawet w samej Polsce, więc jest to pełnoprawny język, i to są głusi. Zawsze też chcę o tym mówić, żebyśmy się nie bali tego słowa, bo naprawdę jest w porządku!
Skończyłam ten kierunek, bo zaczęłam interesować się kulturą głuchych jeszcze studiując muzykoterapię. Pomyślałam, że mogę leczyć muzyką nie tylko tych, którzy ją słyszą, ale też tych, którzy mają większy problem z jej odbiorem? I dlatego zdecydowałam się na zmianę studiów właśnie po to, żeby nauczyć się migowego, po to, że by spędzić trochę czasu z głuchymi i zadomowić się w tej kulturze, która była dla mnie całkiem nieznana i obca. A jak się później okazało, bardzo otwarła moją głowę również na aspekty muzyczne, twórcze i w ogóle moje pisanie, i bycie w piosence.
[BWM] Działasz też w Fundacji Migawka, która – już tłumaczę – organizuje dla osób głuchych i niedosłyszących warsztaty muzyczne i teatralne. Z tego, co czytałam, z relacji osób głuchych, to takie osoby odbierają muzykę bardziej poprzez rytm, poprzez wibracje. Jak wygląda twoja współpraca z takimi osobami, jak pokazujesz im świat muzyki i jak je do niego zapraszasz, jak je angażujesz? To pewnie jest wyzwanie, bo mamy zupełnie inny odbiór muzyki..
[AN] Tak, wyzwanie, ale też bardzo ciekawa nauka. Oprócz tego, że działamy w Migawce, robiąc przeróżne warsztaty dla zarówno dzieciaków, jak i osób starszych, słabosłyszących czy niedosłyszących, to pracuję w poradni z dziećmi słabosłyszącymi od, w tym momencie, siódmego miesiąca życia. Jest to hardkorowa sytuacja, gdzie moje małe dzieciaki dopiero założyły aparat czy implant. W większości są to dzieci czy osoby starsze ze wspomagaczem typu właśnie implant albo aparat, więc jest to odbieranie dźwięku całkiem inne niż nasze. Ten dźwięk… on dochodzi, ale jest w pewien sposób ograniczony. W związku z tym na przykład z małymi dziećmi pracujemy nad tym, żeby nauczyły się lokalizować i selekcjonować dźwięk. My, osoby słyszące, nie mamy z tym problemu. Uczymy się tego od maleńkości, że to, co mówi do nas mama, kontra to, co idzie nam zza okna, że to są dwie różne rzeczy. Natomiast oni muszą się tego uczyć, żeby znaleźć tę mowę wśród wszystkich dźwięków dookoła.
I tak jak powiedziałaś o rytmie, rzeczywiście to jest bardzo ważna rzecz. To jest niesamowite, oni świetnie trzymają tempo, bardzo szybko mają fajną pamięć rytmiczną, którą jest ciężej wypracować wśród dzieci słyszących. No i to są takie elementy, na których warto się skupić, bo sprawia im to dużo radości. Sama gra na instrumentach i bycie z instrumentem, i słyszenie tych różnic w instrumentach jest dla nich fajnym ćwiczeniem, fajną zabawą. I w sposób muzyczny można łatwo przejść w takie ogólnorozwojowe podejście do tych dzieciaków. Bardzo się z tego cieszę. Niektórzy podchodzą do tego dość sceptycznie, natomiast myślę, że musimy się otwierać na nowe możliwości, pozwalać sobie kombinować! Pewne stare podejścia już się po prostu nie spisują, bo mamy inny świat.
[MO] Wspomniałaś też, że współpraca z osobami głuchymi pomogła ci rozwinąć się muzycznie. W jaki sposób czerpiesz z tych spotkań i nauki tych osób?
[AN] Prawda jest taka, że dużo możemy mówić o odbieraniu muzyki, ale dopiero jak się zetkniemy z osobą, która jej w rzeczywistości nie słyszy tak jak my, to okazuje się, że tę muzykę w pewien sposób dajemy nie tylko dźwiękiem, który ja wysyłam. Że ja, śpiewając, nie tylko wydaję dźwięk, nie tylko śpiewam słowa, nie tylko gram na pianinie. W pewien sposób muzyka przechodzi przez całą mnie: moją mimiką twarzy, tym, jak gram, w jaki sposób wyglądam. To są rzeczy, które głusi odbierają. I to jest niezwykłe, ponieważ często nie zwraca się uwagi na osobę słuchającą. Widzisz, że ktoś słucha, widzisz atencję na jego twarzy. Osoba głucha patrzy na mnie w inny sposób, bo ona szuka tego, co inni dostają ot tak. W związku z tym piękne jest to, że (ostatnio rozmawialiśmy o tym z grupą przyjaciół) trochę, pracując z głuchymi, my uczymy innych ludzi słuchać. A co jest niezwykłe: to oni uczą słuchać mnie. Mimo że robimy to w całkiem inne sposoby, to po prostu jestem w stanie dzięki nim otwierać się na słuchanie, na patrzenie, na… na takie głębokie spojrzenie na siebie.
A to jest trudne dla nas, bo jesteśmy przyzwyczajeni na przykład teraz do Zooma, do spotkań przez Internet, gdzie mamy bardzo ograniczoną możliwość patrzenia na siebie nawzajem. A okazuje się, że głusi, migając do siebie, nie patrzą… nie patrzą tylko na ręce. To nie jest tak, że migają tylko ręce, tylko miga całe twoje ciało. Znaczenie ma mimika, podniesienie brwi, każdy twój ruch. I te maleńkie aspekty, które wśród głuchych są naturalne, staram się również przekładać na swoje dźwięki. Szukać w tych dźwiękach, które daję, właśnie maleńkich szczegółów, które dla kogoś mogą znaczyć bardzo wiele. To, że ktoś inny ich nie zauważy… To w ogóle nic się nie dzieje. Nie ma z tym żadnego problemu. Bo piosenka nie jest po to, żebym pokazała wszystko, co chcę Wam dać, i w ogóle „bierzcie i rozumcie mnie”, tylko piosenka jest też po to, żeby ktoś zrozumiał dzięki niej siebie. I to by było spełnienie wszystkich marzeń.
[BWM] W zeszłym roku byłam na twoim koncercie na Nowej Hucie. Zauważyłam, że jesteś bardzo ekspresyjna podczas koncertu, że tak jak wspomniałam, że stajesz się tą muzyką, kiedy wchodzisz na scenę. Że widać całą tobą każdą emocję i dzięki temu odbiór jest zupełnie inny i to już nie jest koncert, tylko bardziej taki spektakl.
[AN] Wow, niezwykle mi to słyszeć. Czasem trochę z tym walczę, bo jak już mną poniesie… to już w ogóle wychodzę z siebie. Niedawno grając koncert w Rzeszowie, miałam taki moment, że ja szukam sobie nowych doświadczeń. Tak mnie poniosło, że po prostu wyszłam na bis, pytam, „a chcecie jeszcze taką piosenkę?”. Zaśpiewałam jedną, a mówię „A wiecie, bo mam jeszcze taką sprzed tygodnia, to mogę też zagrać!”. Boże, potem, jak zobaczyłam filmiki, które nagrały mi dziewczyny, jak po prostu hasam po tej scenie… Nie wierzyłam, że to jestem ja, nie-sa-mo-wi-te!
[BWM] A czujesz, że ta ekspresja ci przeszkadza? Dlaczego chcesz się w niej hamować?
[AN] Nie, prawda jest taka, że mi to bardzo ułatwia! Wydaje mi się, że jestem takim człowiekiem, który i dużo gestykuluje, i w ogóle muszę się ruszać, jestem kinestetykiem. To mi pomaga i się skupić. Muszę ruszać nóżką i machać rączkami. Natomiast czasem się boję, że ktoś może to odebrać źle. Że dostaje za dużo, że oni chcieliby się skupić na dźwiękach. Prawda jest taka, że to po prostu jestem ja! Jak śpiewa Asia Nawojska, no to też jest Asia Nawojska, no i chyba… chyba tego nie usunę.
[BWM] No nie, taką ciebie kochamy! Wspominałaś też kiedyś o tym, że czerpiesz energię od twoich odbiorców, od widzów, od słuchaczy. W jaki sposób wykorzystujesz tę energię, którą dostajesz od ludzi, z którymi wchodzisz w interakcję podczas koncertów?
[AN] No, taka wymiana energii to jest w ogóle coś pięknego! Długo myślałam, że mogę sobie na to pozwolić tylko wtedy, kiedy gram sama. Gram w trio z dziewczynami [Magda – skrzypce i Klaudia – wiolonczela] i myślałam, że w takim składzie to nie jest możliwe… Dostając feedback, ja też rzucam feedback na to, co dostałam. To jest jak… jak piłeczka pingpongowa, która się odbija między nami. Zawsze sobie pozwalałam na to, żeby każda piosenka grana na każdym koncercie mogła brzmieć inaczej, bo… Bo mówimy o czymś innym, myślimy o czymś innym. Bo ktoś się odezwie w taki albo w taki sposób i ja to teraz odbieram, i przekładam to na śpiew.
Okazało się, że mam ze sobą takie dwie wspaniałe dziewczyny – na skrzypcach moja siostra Magda, i na wiolonczeli gra z nami Klaudia – że po prostu czujemy to wszystkie w trzy i wszystkie trzy możemy to odebrać. Krążą między nami wspólne myśli, to jest niezwykłe, że jesteśmy w środku utworu i każda z nas czuje, że w ogóle teraz musimy tak przeciągnąć tę pauzę, bo to jest w ogóle właśnie ten moment. No to są przepiękne doświadczenia, kiedy czujesz wspólną myśl i wspólną rzecz, którą już dostałaś od ludzi. To, że dostałyśmy energię, sprawia, że to wspólnie czujemy. To jest piękne.
[BWM] Podczas koncertu wy czujecie to z automatu, czy wypracowałyście, grając razem?
[AN] Wiesz co, myślę, że wypracowanie to jest jedno, ale drugie to jest jakieś takie wspólne czucie tej muzy. Nie ukrywam, że jestem mocno autorytarna w Asi Nawojskiej, ponieważ dziewczyny tak naprawdę dostają ode mnie linię, ja piszę piosenki, ale również aranżuję je na smyki. W związku z tym trochę nie daję im przestrzeni do tego, żeby mogły się wykazać kompozytorsko. Natomiast tak naprawdę wykonawczo one są niesamowite. W sensie: to są majstersztyki. To są dziewczyny, którym mówię, że potrzebuję w pewnym momencie wyrazić muzyką wodę, ale ona nagle wpływa do lasu – i one mi to po prostu dają. Wydaje mi się, że ciągniemy wspólne obrazy, którymi malujemy, każda z nas.
[BWM] Jesteś autorytarna, ale zdarzają ci się też momenty, w których musisz pogodzić swoją wizję artystyczną tego, co tworzycie z pomysłami dziewczyn? I jak rozwiązujecie takie kreatywne konflikty? Konflikty albo po prostu dylematy. I też wiem, że tworzyłaś piosenkę z producentem muzycznym Valkym. I jeszcze za czasów licealnych byłaś w zespole The Stuffers. Wyobrażam sobie, że to też wymagało powściągnięcia twojej autorytarności i też pójścia na pewne kompromisy twórcze.
[AN] Tak, jak już w ogóle wyciągasz Stuffers, to już jedziemy z grubej rury, to niesamowite. Tak, prawda jest taka, że wchodzenie w takie interakcje i kompromisy to jest jedno, ale szukanie jakiegoś wspólnego oddziaływania i wspólnej myśli to jest coś pięknego. W sensie: wchodzenie we wspólną twórczość z drugim człowiekiem. Chociaż na początku sprawia pewnego rodzaju dyskomfort, bo nie wiesz, w co wchodzisz, jak to wyjdzie, to po czasie ja też bardzo lubię wyłapywać to, co między nami można wykorzystać. Jeśli jest jakaś myśl, która jest wspólna, no to po prostu od razu trzeba się jej łapać i szukać, i drążyć, i tak kręcić, żeby ona w końcu dla każdego z nas była wystarczająca. I tak jak z dziewczynami to jest dla nas już naturalnością, myślę, że na pewno pojawią się jeszcze momenty, które będą dla nas trudniejsze. Ale do tego stopnia sobie szukamy tego, co chcemy, że po prostu ostatecznie znajdujemy. Mało tego, my sobie też dajemy duże pole do szukania! Na jednym koncercie próbujemy w ten sposób, na innym w ten sposób, i przy trzecim wybieramy, co było lepsze, ewentualnie szukamy trzeciego rozwiązania. I to jest ekstra. To jest właśnie to, że muza może być zawsze inna. W sensie: masz pełną podstawę, masz główny pień, ale wygląd liści zależy nie tylko od pory roku, ale od wszystkiego.
À propos… „Zamień troski”, które… które zrobiliśmy razem ze wspomnianym producentem Tomkiem, to… to to była w ogóle superrzecz, bo myślę, że oboje się trochę martwiliśmy, jak sobie z tym poradzimy, czy w ogóle umiemy tak z kimś i… jak nam to wejdzie. Okazało się, że w ogóle jest ekstra! Lubię wracać do tej piosenki, bo ona też dużo mnie nauczyła i dała mi taką myśl, że „Aśka, dasz radę w ogóle, jak chcesz, to możesz śpiewać i takie rzeczy, i to zacznie wychodzić wam w ogóle bombowo!”.
Natomiast Stuffersi i całe moje licealne życie, no to wiązało się z tym, że ja po prostu potrzebowałam hardkoru i szukałam go na każdej płaszczyźnie. W Stuffersach cała muza należała do nas wszystkich. Ja pisałam teksty i to mi też dawało moją wolność, że jakby oni… oni nie łapali się tego, czy coś pasuje, czy coś nie pasuje, czy oni chcą, żebym ja to śpiewała, czy nie, tylko po prostu pozwalali mi pisać i dzięki temu ja miałam tę swoją działkę, która po prostu do mnie należała, a inną robiliśmy wspólnie i to było super.
[BWM] Weszłam na jedną z waszych piosenek na YT i tam był komunikat w opisie, że znajdziecie nas na Facebooku i – uwaga – na MySpace.
[AN] No, bo to było megadawno, to było, nawet nie wiem, nie wiem, jakbym powiedziała cztery… pięć… sześć… siedem… noo, to będzie z siedem lat temu. YouTube już istniał, aczkolwiek nie było żadnych streamingów, tego typu rzeczy. MySpace wtedy był chyba głównym medium, gdzie można było się wrzucać, i to był dla nas taki super krok, że jesteśmy na MySpace.
Nagraliśmy sobie demko coverowe, a potem nagraliśmy sobie demko z naszymi własnymi piosenkami. Więc jak masz siedemnaście lat i nagrywasz sobie demko ze swoimi piosenkami… Oczywiście nagrywaliśmy to na taką płytę, co kupiliśmy w MediaMarkt, nie? Miała tam napisane DVD coś tam, czy CD, a my to po prostu przegrywaliśmy hakersko piosenki. Nagraliśmy sobie to nasze demko „Leć” i nikt o tym nie wiedział. Tylko my wiedzieliśmy o tym, że ono ma tytuł, i że to „Leć”, i że zrobiliśmy sobie okładkę, która nigdzie nigdy się nie pokazała. Ale no właśnie to było to, że robiliśmy to dla siebie. Już od momentu, w którym miałam piętnaście lat, po prostu to, co robiłam w muzie i to, co robiłam we wszystkich innych rzeczach, robiłam dla siebie, dla własnego rozwoju, dla swojego szczęścia. Zawsze kiedy komuś się to podobało, no to to były wspaniałe emocje. Ale jeśli się nie podoba, no to też nic się nie dzieje.
Zdobyłam taką, wydaje mi się, megaważną wiedzę, będąc teraz w projekcie „Tak brzmi miasto”, na inkubatorze kultury. Świadomość tego, ile nie wiemy jako młodzi artyści czy jako młodzi w ogóle muzycy. Świadomość tego, że jest nas więcej z tymi samymi problemami… To jest niesamowite, że możemy się znaleźć w jednym miejscu i szukać rozwiązań. Razem. Wspólnotowo. Ważną świadomością, którą zdobyłam, jest to, że spośród wszystkich ludzi, których znasz, jedna trzecia ludzi cię lubi. Jedna trzecia ludzi za tobą idzie i szuka tego, co ty robisz, podąży za tobą, jest ciekawa tego, co robisz. Jedna trzecia ludzi ma… mam na ciebie trochę wywalone w sensie: możesz być, możesz pisać czasem, co ci się spodoba, czasem coś włączyć, co napisałaś, a czasem w ogóle jakby to go nie interesuje. Natomiast jedna trzecia ludzi po prostu cię nie lubi. I to jest OK. W sensie: w tym nie ma nic złego. I zrozumienie tego, że są na świecie ludzie, którzy po prostu nie będą lubić tego, co robisz, to jest bardzo ważne. Bo to ci daje taką świadomość, że nie musisz być dla wszystkich super, że to nie o to chodzi. Bądź super dla siebie i wtedy może jeszcze złapiesz tę drugą trzecią, która ma ma myśl „nieee wiem, zobaczymy”. I jak ci się uda złapać tę drugą i trzecią osobę choć w odrobince, to jest bombowo. Ale nie próbuj zabierać się za tę jedną trzecią, która cię po prostu nie lubi, bo po co? Nikt nie będzie miał z tego przyjemności. To jest git, że ludzie cię nie lubią. Bo wolą po prostu coś innego. Wszyscy jesteśmy inni, każdy ma prawo do własnych poglądów, własnego lubienia, nielubienia i podążania za tym, za czym chce.
[BWM] To trochę takie marketingowe „nie każdy jest twoim idealnym klientem, nie ma produktu dla każdego„. Niektórych ludzi, nawet wołami ich ciągnąć, nie przekonamy do siebie i tylko zmarnujemy energię i czas i… i swoje…
[AN] …zdrówko.
[BWM] I zdrówko. Nasz najcenniejszy i bardzo delikatny zasób.
[AN] Tak, dokładnie tak. Dokładnie tak.
[BWM] Współpracujesz z dziećmi na rytmice. I mówisz, że dzieci są naturalnie bardzo kreatywne. I potem niestety przychodzi dorosłość i ta nasza kreatywność zostaje trochę stępiona. A jak myślisz, czego moglibyśmy się nauczyć od dzieciaczków, jeśli chodzi o kreatywność?
[AN] No, swobody. One się nie zastanawiają nad tym, czy to co narysują, będzie ładne, czy to będzie dobre. One po prostu teraz chcą to zrobić i teraz to robią. I to jest największy dar. Że nie wchodzą jeszcze w takie megazagmatwanie na zasadzie „czy to będzie wystarczająco dobre”. Co to w ogóle znaczy słowo „wystarczające”? Wiesz, one sobie nie zadają tego pytania. I dlatego rzeczy, które tworzą, które dają, po prostu mają właśnie ten… tę dziecięcą swobodę, której potem się wyzbywamy, bo się po prostu boimy. To… to, że się tego wyzbywamy, to wynika z tego, że idziemy do przodu i dotyka nas coraz więcej lęków i niepewności. I to sprawia, że się wycofujemy w pewnym momencie z tego, co było dla nas najbardziej naturalne. A wejście w to, co jest dla nas naturalne, to, co ma każdy indywidualnego najlepszego, bo właśnie każdy z nas ma… ma coś, nie? Ma ten jeden punkt, który po prostu może sprawić, że będziemy szczęśliwi. Jeśli podążymy za tą szczęśliwością, która daje milion procent… Wiem, że może być tylko sto, no ale… Ładnie tak powiedzieć… Że w ogóle daje wszystkie procenty świata, że jeśli podążymy za tym, co nam sprawia największą radość i szczęście, to to po prostu będzie dobre. I to jest kwestia zaufania w siebie, które tracimy, dorastając. Bo właśnie dostajemy te bodźce, o których wcześniej mówiliśmy. Dostajemy informacje, że musimy spełnić czyjeś oczekiwania. A w momencie, w którym się tego wyzbędziemy, to dzięki temu będziemy szczęśliwsi. I po prostu, jeśli podążymy za tym, żeby być szczęśliwym, to… to i będziemy zdrowsi, i będziemy lepsi. I w ogóle będziemy piękniejsi. I wszystko, co robimy, też będzie piękniejsze. Bo będzie wypływało po prostu z nas naturalnych, tak jak z dzieciaków.
[BWM] Myślisz, że ludzi przed kreatywnym wyrażaniem siebie blokuje właśnie ta… ta presja spełniania cudzych oczekiwań? I to, że się gubimy na swoich ścieżkach? Chcemy być astronautami, dentystami, traktorzystami… I nagle ktoś przychodzi: „a nie, nie, bo tu jest taki schemacik i bardzo prosimy, wejdź w niego, bo inaczej będzie nieprzyjemnie z naszej strony”?
[AN] No w ogóle schemat to jest słowo-klucz tutaj. Wchodzenie w schematy albo szufladkowanie samych siebie to jest właśnie coś, co nas ogranicza. I to troszeczkę dostajemy zewnętrznie, ale też troszeczkę narzucamy sobie sami. Bo w pewnym momencie powiemy sobie, że chcemy być lepsi od tego, tego i tego. I to sprawia, że idziemy już w kierunku, który robi ten, ten i ten, i staramy się, żeby to było lepsze. A pytanie, czy w ogóle o to nam chodzi, nie? W sensie: chciejmy być lepsi od tego, co zrobiliśmy przedtem, chciejmy być lepsi od siebie samych, bo wtedy będziemy sobie rzeczywiście stawiać poprzeczkę, którą jesteśmy w stanie… do której jesteśmy w stanie jakoś dojść. A w momencie, w którym stawiamy sobie poprzeczkę na podstawie działań innych ludzi, bo oni zrobili coś fajnego, a nasze musi być lepsze niż tamto coś, no to pytanie, czy ta poprzeczka nie jest za nisko albo za wysoko. Albo czy w ogóle nie jest w całkiem innym kolorze niż ten, który jest nasz, nie? To są i schematy, i skupienie się na własnych odniesieniach do innych ludzi. Bo one nie zawsze są czytelne, one nie zawsze są dobre. Czasem dobrze jest sobie powiedzieć, że chcę zrobić coś lepiej, niż to zostało zrobione tu czy tu. Jeśli widzę, że produkcja jest taka, wiem, że chciałabym, żeby moja produkcja była lepsza. Ale to wymaga ode mnie lat nauki, doświadczeń i prób, i dopiero po tych n próbach ona rzeczywiście może być lepsza. Tylko pytanie, czy nie zrobię lepiej dla siebie, jeśli nie powiem, że moja ostatnia produkcja była w tym, w tym i w tym zła, bo wtedy wiem, jak to naprawić. I w momencie, w którym podążę przez te cztery punkty i moja będzie już lepsza o te cztery punkty, no to potem będzie o następne cztery. I za pięć może będę lepsza od tamtej, a nie za piętnaście, bo nie będę wiedziała, dokąd chcę podążyć i po co.
[BWM] I tutaj docieramy, do ważnej kwestii, a dokładniej: do naszego własnego stylu, naszej drogi w tworzeniu. Co pomaga ci odnaleźć twoją ścieżkę? Że wiesz, że to jest styl Asi Nawojskiej? Wiesz, że to jesteś ty i nie masz, powiedzmy, jakichś większych wątpliwości, bo oczywiście wątpliwości mogą pojawić się w każdym momencie – tacy już jesteśmy.
[AN] Tak. Wątpliwości w ogóle jest dużo i wątpliwości prawdopodobnie będą nam się pojawiać zawsze. I ta taka niepewność pewnie też będzie się pojawiać zawsze, niezależni e od tego, czy robimy coś takiego czy takiego. Ja miałam bardzo długo problem i on też do mnie czasem wraca, à propos właśnie takiego jednego, spójnego kierunku. Bo prawda jest taka, że jak usiadłam jakiś czas temu i zagrałam wszystkie swoje piosenki, zrobiłam sobie po prostu takiego seta sprzed czterech lat i… i poleciałam wszystkimi piosenkami, które napisałam, to tak naprawdę rozbieżność jest tak ogromna, że jest mi bardzo ciężko określić siebie na zasadzie gatunku. A kiedy piszę sobie press packa, kiedy chcę wysłać maila, że „wydałam singiel, może chcecie mnie puścić w radiu, byłoby ekstra”, to każdy potrzebuje, żebym napisała mu na przykład gatunek muzyki. Bo on wtedy wkłada mnie w coś, porównuje mnie z kimś i wie, że będę taka albo taka. A ja strasznie tego nie chcę. Ja bardzo bym nie chciała, żeby ktoś, nie słysząc jeszcze mojej muzy, gdzieś mnie wkładał. Albo mało tego: żeby mi powiedział, że robię poezję śpiewaną. To ja wtedy normalnie dostaję oczopląsu i mówię „nie, ziomuś, to nie jest to”. I właśnie to jest kwestia tego, że długo nie mogłam znaleźć dla siebie takiego punktu odniesienia, którego bym znała. I żeby nazwać się tak albo tak. I w końcu stwierdziłam, że w ogóle po co to robię? W sensie: co to komu da? To, że ktoś spojrzy na mnie bardziej przychylnie, bo… bo napiszę mu, że nie wiem… robię art rocka… Też go nie robię, ale tak rzuciłam. To jakby no to co z tego, no to to jest kwestia jednej, dwóch osób. A prawda jest taka, że gatunek, w którym chciałabym się nazwać, to jest po prostu mój własny gatunek. Więc szukam sobie nazwy złożonej z sześciu różnych słów, żeby były śmieszne, kreatywne i mogły dotknąć tego, że trzydzieści moich piosenek będzie innych. I żeby to było OK. Bo martwiłam się też, że wiesz, w momencie, w którym wychodzi na przykład „Ziemio, daj”, to ktoś by chciał, żebym pisała tylko tak. A prawda jest taka, że cieszę się, że wyszło takie, a nie inne „Ziemio, daj”, ale mam też bardzo wiele innej muzy i innych piosenek, które też bym chciała dać, i którymi też bym się chciała podzielić. I kwestia tego, czy ktoś nie spojrzy na mnie wtedy nieprzychylnym okiem na zasadzie „W ogóle co to jest? Tamto było całkiem inne”. Ja bym chciała, żeby ktoś po prostu zaufał mi, że jak coś mu daję, to po prostu chcę mu to dać. I może to przyjąć, może tego nie przyjąć. Więc w ogóle takie szukanie swojej drogi i swojego kierunku w moim przypadku jest takie, że raczej próbuję sobie bardziej nazywać czy zwężać te piętnaście ścieżek, w których podążam. Bo wydaje mi się, że idę równocześnie w bardzo wiele stron i chciałabym móc tak robić. Chciałabym sobie tego nie zabrać albo nie ograniczyć.
[BWM] A wyrabiasz z rozwijaniem się w tych piętnastu kierunkach?
[AN] Nie wiem. W sensie: to jest tak, że jedna piosenka będzie tylko w tym, drugiej już nigdy takiej nie będzie, i myślę sobie: spoko. W sensie: nie muszę się realizować na zasadzie, żeby te piosenki były takie, albo te takie. Ja po prostu siadam, jeśli czuję, że… piszę, to po prostu piszę. A to, czy wyjdzie z tego to czy to, czy to, nie ma dla mnie żadnego znaczenia. Bo czasem siadasz do piosenki i myślisz, że ona będzie o tym i będzie tak brzmieć, a nagle ci wychodzą takie rzeczy, że w ogóle się po sobie tego nie spodziewałaś, ale myślisz sobie: no to spoko, no to dzisiaj jest taki dzień, no to idźmy w to i zobaczymy, co będzie dalej.
[BWM] Myślę, że coraz więcej młodych artystów, twórców ma problemy z określeniem, czym jest ich twórczość ze względu na to, że już powstało tyle gatunków i nurtów, a my po prostu, mając dostęp do tego wszystkiego, czerpiemy z różnych źródeł i wychodzi nam taki właśnie miszmasz i… który trudno jest w ogóle jakkolwiek skategoryzować, a… I tu jest taki konflikt, bo ludzie chyba chcą, żeby kategoryzować, bo te szufladki dają jakieś poczucie bezpieczeństwa, bo np. lubię ten gatunek, a tamte wszystkie inne są złe, ten jest spoko, ten nie jest spoko, wiem, co w tym się mogę spodziewać.
[AN] Ale wiesz, właśnie to są miszmasze, ale tak naprawdę czy te miszmasze nie są najfajniejsze? Czy one jakby…
[BWM] No są.
[AN] No, no właśnie. Czy one nie są dlatego, że właśnie… jakby nie da się usunąć tego, że inspirujemy się bardzo wieloma rzeczami. Nie da się usunąć tego, że otacza nas w tym momencie tyle… dostajemy tyle bodźców, i otacza nas tyle rzeczy, że nie jesteśmy w stanie nie czerpać z tego wszystkiego. Jak to złączymy do kupy, no to jakby tworzy nam się mega miszmasz, ale… no to właśnie super, bo jest złożony z twoich doświadczeń, z twoich wszystkich przemyśleń i robi po prostu ciebie. W sensie: to, że jesteśmy miszmaszami, to jest nasz urok. To jest w ogóle cudnie być miszmaszem. I myślę, że to jest właśnie zbieranie różnych rzeczy, to jest… to jest zbieranie różnych odcieni, różnych podejść, różnego rodzaju cięcia, i to są miszmasze, które jakby dają ciebie teraz. To jest teraz mój miszmasz. Złap, jaki jest zajebisty. Jak ci się nie podoba, no to trudno, ale pokaż mi też swój, bo może twój jest teraz taki i zainspiruje cię do mojego. No coś pięknego!
[BWM] Oczywiście nie neguję, że miszmasze są super, tylko bardziej chciałam zaznaczyć to, że właśnie tworzymy takie fajne miszmasze, ale zwłaszcza w muzyce trudno je często do czegokolwiek zakwalifikować, a powiedzmy… …osoby dystrybuujące muzykę wymagają od was, żeby to sklasyfikować.
[AN] Tak.
[BWM] I to w pewien sposób tak trochę podcina skrzydła w pewnych momentach, że klasyfikuje się tę muzykę, że powinna się spodobać tym osobom albo tym, i odcina się młodych artystów od całej, powiedzmy tam, grupy odbiorców, którym mogłoby się to spodobać.
[AN] No, dokładnie, to właśnie prawdopodobnie sprawi, że ciężko mi będzie pojawić się na jakiejkolwiek playliście na Spotify, bo określenie się w gatunkowości im by ułatwiało, w sensie: to są algorytmy, które komuś ułatwiają wrzucenie, a w momencie, w którym ja mam pięć różnych rzeczy i to się nijak nie łączy, no to pewnie ciężej mnie znaleźć dla kogoś, kto po prostu mnie nie zna i jest takich ludzi jak ja bardzo dużo. No i to jest właśnie pytanie: gdzie sobie wypośrodkować to, co warto, a co nie warto, i co jest ważne, co jest nieważne.
[BWM] Hmm… To jakby ktoś miał problem gatunku, to przypominam, że moim gościem jest Asia Nawojska, i to wpisujemy w Spotify i wtedy pojawią się piosenki Asi Nawojskiej. Problem rozwiązany!
[AN] Cudownie, wspaniale! To to by było idealnie w ogóle. Zrobię sobie gatunek pod swoim hashtagiem i będę w domu. Super, świetna akcja.
[BWM] Myślę, że wiele osób blokuje swoją kreatywność i twórczo… i taką twórczą naturę, bo wydaje im się, że jakieś kreatywne pomysły powinny pochodzić z wnętrza naszego umysłu, a inspiracje są niefajne, bo kreatywność to powinno być jakieś tworzenie czegoś z niczego. I tak jak tu właśnie słyszałam, nie ulegasz temu poglądowi i widzę, że bardzo szeroko czerpiesz inspiracje. Powiedzmy, już przykładem może być twój koncert „Czarne lustro”, zrealizowany w inspiracji o ten mroczny netfliksowy serial. A skąd jeszcze czerpiesz inspiracje? I opowiedz też trochę o „Czarnym lustrze”.
[AN] „Czarne lustro” to był taki super projekt, który zrobiliśmy w ramach Studenckiego Festiwalu Piosenki w tamtym roku. Ja do niego zaprosiłam moich znajomych, moich przyjaciół muzyków, prosząc ich o napisanie piosenek w inspiracji tym serialem. Żeby złapać się pewnych odcinków i wyszukać z tego po prostu treść muzyczną, które potem Jasiek Kukusek, kierownik muzyczny, przekładał na brzmienia elektroniczne, które potem Nikodem Dybiński dorobił takie po prostu efekty zarówno wizualne, jak i dźwiękowe, że mieliśmy po prostu czarne lustro na scenie. I to było super doświadczenie. I właśnie takie szukanie w ogóle troszeczkę w kulturze, a troszeczkę w tym, co nas otacza, no jest super takim krokiem, bo jakby dostajemy od świata w tym momencie bardzo wiele. Sama kwarantanna jakby sprawiła, że pojawiła się ta grupa „Kultura w kwarantannie”, gdzie po prostu codziennie ktoś wrzuca coś innego, co zrobił, i po prostu idziemy od obrazów przez malowanie mebli po… nie wiem, zbudowanie krzesła, przez w ogóle druki 3D, i wiesz, ilość tych rzeczy jest niesamowita. I po prostu wszyscy ci ludzie troszeczkę biorą od siebie to, a troszeczkę jakby biorą skądś, bo wymieniamy się tym doświadczeniem cały czas. I teraz na przykład taką myślą, która też jakby wynika i z „Czarnego lustra”, i z tego, co zrobiliśmy w tamtym roku, jest fakt, że 17 października na scenie Małopolskiego Ogrodu Sztuki w Krakowie przedstawimy trochę taki drugi sezon „Czarnego lustra”, ponieważ to będzie koncert pod tytułem „Lema pamięci. Czarne lustro” i tym razem zaprosiłam trzy wspaniałe kobiety, kompozytorki i tekściarki do napisania piosenek zarówno w inspiracji „Czarnym lustrem”, ale w podejściu do „Bajek robotów” Lema. I myślę, że w ogóle ten rodzaj połączenia literatury i obrazu i w ogóle futurologii, i tego, co robił Lem ze słowem, no jest czymś niesamowitym. I tak jak dziewczyny w pierwszym kroku naprawdę się tego obawiały, no bo jakby złapać Lema w tekście naprawdę, w sensie: nie mamy poezji, tylko mamy bardzo, bardzo trudną literaturę, ilość neologizmów, która w ogóle przytłacza, i ja mam to zaśpiewać. Mówię: dziewczyny, dacie radę, będzie super. No, ja już znam piosenki, które się pojawią, więc mogę tylko powiedzieć, że to będzie niezwykła uczta i już na to zapraszam, bo też jakby oglądanie tych efektów – efektów pracy, efektów myślowych ludzi, którzy robią to z czystej fascynacji, no to to jest też w ogóle super krokiem do tego, żeby szukać dla siebie odpowiednich elementów do inspirowania się.
[BWM] A skoro już wspomniałaś o pandemii, to twoja piosenka najnowsza „Ziemio, daj” powstała w tym trudnym i dziwnym okresie. I chciałam się ciebie zapytać, czy pandemia, czy ten ogólnopolski areszt domowy wniósł coś nowego, odkrywczego do twojej twórczości.
[AN] No, przyznam szczerze, że dla mnie to było bardzo trudne, takie stanięcie twarzą w twarz z tym, że ktoś mi zabiera moją wolność i mój wewnętrzny spokój i każe mi nie wychodzić z domu, było dla mnie nie do zaakceptowania, bo jestem też osobą, która robi n rzeczy w ciągu dnia i spotyka się z mnóstwem ludzi i załatwia mega dużo rzeczy, i jakby każde spotkanie, nawet na kawę, sprawia mi po prostu radość, przyjemność i czerpię z tego. Więc to, że nagle musiałam się zamknąć w mieszkaniu i rozmawiać tylko przez Zooma czy po prostu, no nie wiem, włączyć sobie pięć filmów w ciągu dnia, no to z jednej strony, no że spoko, że może można sobie zapewnić jakiś rodzaj takiego spokoju, ale w ogóle nie umiałam wejść w ten spokój. W sensie: szukałam rozwiązań na to, jak z niego wyjść. I trochę „Ziemio, daj” tak otworzyło mi oczy na mnie. Bo w ogóle studiowanie muzykoterapii i prawda taka, że tam zaczęłam pisać swoje pierwsze rzeczy, to była trochę taka autoterapia. To było takie szukanie swoich myśli w swoich słowach. To był moment, kiedy zorientowałam się, że kiedy coś wyśpiewuję albo kiedy coś napiszę albo zagram, to tak naprawdę dopiero wtedy wypowiadam swoje emocje i mogę je odstawić na bok. W sensie: to już jest coś, co przeżyłam, wypowiedziałam, mało tego – zaśpiewam to na przykład na koncercie i ja to po prostu już wyrzucam. W sensie: to już test czymś, na co mogę popatrzeć z zewnątrz. W związku z tym podobnie miałam z „Ziemio, daj”, bo… bo nie spodziewałam się takiej piosenki ze swoich ust, a kiedy ją napisałam, no to bardzo chciałam natychmiast przekazać ją ludziom. W sensie: zostawić tę swoją myśl gdzieś zapisaną, nie tylko na telefonowym dyktafonie, tylko ją po prostu dać. Więc myślę, że… że w ogóle napisanie tej piosenki trochę mi pomogło wyjść z takiego letargu, w którym byłam, no i takiego dołka mocnego i w ogóle ruszyć do przodu. No.
[BWM] Asia Nawojska – „Ziemio, daj” . Wpisujecie to albo na Spotify… Jest już na Spotify?
[AN] No, wszędzie.
[MO] I albo na YouTuba, albo na Tidala, i słuchacie, bo ta piosenka poruszy każdą komórką waszego ciała. Ja tutaj strasznie słodzę, ale po prostu jestem zachwycona twórczością Asi i nie mogę się powstrzymać.
[AN] Jezu, jesteś niezwykła! Bardzo się cieszę. No, w ogóle ta piosenka też, jak będziecie chcieli sobie ją włączyć na YouTubie, no to trochę to jest takie inne przeżycie, którego ja się bardzo bałam dać, bo to nie jest taki zwykły teledysk, który się robi i jakby wrzuca. Bo szukałam tego rozwiązania, jak po prostu zaśpiewać prawdę. I szukaliśmy to na bardzo wielu planach zdjęciowych. Ilość pomysłów do tego teledysku była ogromna, bo my chcieliśmy pokazać najpiękniejsze obrazy świata. I w końcu stwierdziłam, że w ogóle: Joanna, co ty tutaj robisz? W ogóle to nie to. No i ostatecznie wyszło takie „Ziemio, daj”, jakie możecie zobaczyć na YouTubie, więc… No, zachęcam i czekam na feedbacki. Bo to super jest usłyszeć właśnie, że albo to kupuję, albo tego nie kupuję, Asia, bo tutaj jest to, to i to, i jeśli… I w ogóle nie bójmy się innym ludziom robić takiego feedbacku, który nazywamy niepozytywnym. Bo tak naprawdę on otwiera nam też umysły. To jest też krok właśnie do szukania inspiracji, do otwierania się, do szukania swojej kreatywności. Bo jeśli ktoś nam powie, że to i to mogłaś zrobić lepiej, no to szukasz, jak mogłaś to zrobić lepiej. I może następnym razem to rzeczywiście się uda. Żeby też brać te negatywy jako takie ważne kroki dla siebie, nie? Jako coś, od czego możemy się nauczyć. To nie jest łatwe. I to często będzie dla nas bardzo trudne i sprawi dużo łez. Ale też naprawdę pewne rzeczy naprawdę trzeba wziąć jako dobrą naukę.
[BWM] Ale też wydaje mi się, że nie warto brać każdej jakiejś krytyki do siebie i traktować ją jako naukę…
[AN] Tak.
[BWM] …więc to też trzeba zdroworozsądkowo filtrować.
[AN] Umieć selekcjonować.
[BWM] I przyjdzie jakiś janusz i powie „to jest gówno”, a on w ogóle nie zna się na muzyce, tylko po prostu z jego perspektywy mu się to nie spodobało i też… Myślę, że nie warto też się każdym takim feedbackiem sugerować …tak dla higieny własnego umysłu.
[AN] Tak. Ja też w związku z tym, że organizuję festiwale muzyczne dla młodych artystów i to są i „Wschody”, i to jest właśnie Studencki festiwal Piosenki, gdzie przyjmuję konkursowiczów, jestem koordynatorem konkursu, to tak naprawdę uczę tych ludzi, że jeśli masz przed sobą kogoś, na kim zdaniu ci zależy, to idź i pytaj. I jeśli ten ktoś, kto jest dla ciebie ważny, powie ci, że należy naprawić to i to, to weź to przed siebie i naprawdę nad tym popracuj. Ale jeśli usłyszysz to od kogoś, kto tak naprawdę niewiele dla ciebie znaczy, i wiesz, że jest na całkiem innej planecie, i jego słowa ciebie zraniły, to nie bierz tego, że one mają na ciebie oddziaływać. To po prostu… wyrzuć to i idź do tego, na kim ci zależy. Bo nie każdy człowiek jest w stanie ocenić nas odpowiednio, nie? I to jest właśnie umiejętność wyselekcjonowania tego zdania, które naprawdę jest dla nas ważne i coś może znaczyć. Bo jest mnóstwo słów, które nas tylko będą obrażać. Trzeba to odbić od siebie i stwierdzić, że ktoś po prostu chciał się, potrzebował się wyżyć. Miał gorszy dzień. No i tak po prostu było. Ale są te słowa od ważnych ludzi, którzy należy przesiać przez siebie wzdłuż i wszerz, jeśli to jest dla nas ważne. Bo to są ludzie, od których mamy się uczyć.
[BWM] Dokładnie. Nie mam już nic do powiedzenia w tym temacie. A jeszcze chciałam się o ważną rzecz zapytać. Jak sobie radzisz z zastojami kreatywnymi? Kiedy czujesz, że twój twórczy umysł jakoś nie wyrabia w tym momencie, że masz pustkę w głowie i nic nie potrafisz wymyślić?
[AN] No, najpierw to jest deprecha. Najpierw to jest w ogóle siedzenie i w ogóle „dlaczego od tylu, dlaczego od takiego czasu nic się nie stało, w ogóle co się dzieje? Nie umiesz… w ogóle co ty, Joanna, nic nie umiesz po prostu. Jesteś beznadziejna. Nic ci nie wychodzi, w ogóle ostatnia piosenka była taka średnia, a teraz to już w ogóle nie ma nic nowego? Jesteś do dupy”. Najpierw to jest to. To jest pierwszy etap. Drugi etap jest: „Nie no, ogarnij się, jakby… spoko… jak przyjdzie, to… to przyjdzie. A jak nie przyjdzie, no to jeszcze chwilę poczekasz i za chwilę w końcu przyjdzie”. Potem trzeci etap: wychodzę i szukam. W sensie: to jest już moment, gdzie potrzebuję w tym momencie iść do teatru, potrzebuję w tym momencie wyjść z tym i z tym na kawę, i jak wrócę, to może coś mi się pootwierają klapki. I jak wtedy się nie udają, to wtedy sobie daję zadanie na przykład. I jest taka piosenka, którą napisałam na… na podstawie Słownika synonimów i w ogóle ona była dla mnie takim zadaniem. W sensie: stwierdziłam: „A to…”. W ogóle bez presji już. Bo jak już przejdziesz przez te różne etapy, no to wtedy jakby czekasz na to. Bo… bo to, że coś nie przychodzi i że… że ten moment twórczy do ciebie nie przychodzi, to nie jest nic złego. To jest normalne. Każdy potrzebuje znaleźć spokój wewnętrzny, żeby móc znaleźć czas dla siebie i moc tworzyć. Ale takie na przykład wrzucanie sobie zadań typu „dzisiaj mam trzy godziny na to, żeby zrobić to i to” albo „muszę kupić to”, ot, na przykład kupienie rzeczy to jest w ogóle takie już, że wiesz: kupiłaś, wydałaś hajs, teraz proszę zrobić. No właśnie, dawaj na tym. No, i na przykład zakup też jest taką rzeczą. Ale à propos takich zadań, to jednym z takich, które ja sobie zadałam, myślę, że jest fajną taką inspiracją do szukania dla siebie, jest właśnie pisanie na przykład na Słowniku synonimów. I myślę, że w kolażach też możesz znaleźć takie odpowiedniki, że na przykład… nie wiem… kupuję jedną gazetę i z tej gazety muszę to po prostu zrobić, ewentualnie z jakiejś tam jednej strony. Motyw przewodni, no właśnie to jest też to, że…
[BWM] Albo spisujesz sobie skojarzenia, taką mapę myśli? I wykorzystujesz z niej te elementy.
[AN] Super. No i to jest właśnie zadanie i… I kwestia tego, że wynik tego zadania wcale nie musi być wybitny. Bo to nie chodzi o to, żeby do każdego zadania podchodzić na zasadzie, że to jest teraz w ogóle najlepsza rzecz, jaką zrobię. Tylko po prostu próbować. I jeśli mam takie trzy momenty, że potrzebuję sobie dać zadanie, to za czwartym to zadanie jakby stanie się moją chęcią. I wtedy to będzie super.
[BWM] Fantastycznie. Myślę, że tutaj wyszło bardzo dużo inspiracji. Ja się poczułam w każdym razie zainspirowana. I na koniec chciałam cię zapytać, jaka myśl/idea rozwaliła ci ostatnio głowę?
[AN] Ja jestem… analogowym człowiekiem, ja po prostu chodzę z notatnikiem i z długopisem. Ostatnio się śmiałam z tego, że poszłam na koncert swoich przyjaciół. I potem mówię: mam notatki, możemy zaraz porozmawiać. Zapisuję to, co ludzie mówią. I to, z czym, myślę, że chciałabym Was tu zostawić na Burzy, to jest: ty to tylko ty. Myślę, mówi bardzo wiele w tych kilku słowach. Bardzo wiele. Ty to tylko ty. Po prostu!
[BWM] Hmm… Teraz rozkminiam… na przykład żeby nie przejmować się za bardzo tym, co o nas pomyślą, żeby nie brać siebie tak super na serio. Strasznie pojemne są te słowa!
Strasznie pojemne. Właśnie to jest super, że w zależności od tego, w jakiej jesteś sytuacji, to sobie to… przesitkujesz, nie? I to wpływa na bardzo wiele rzeczy. Ale to jest ważne, żeby to zrozumieć. I wtedy, kiedy czujesz się dobrze, i wtedy, kiedy czujesz się źle. To jest „ty to tylko ty”.
[BWM] Wspaniałe! I teraz zostawimy Was z tą myślą, żebyście nad nią podumali i pomyśleli, co znaczy dla Was. A ja ci bardzo dziękuję, Asiu, za tę wspaniałą rozmowę!
[AN] Bardzo dziękuję. Było mi niezwykle miło. To w ogóle było super, super spotkanie. Bardzo się cieszę, że mogłyśmy go sobie zrealizować. Bardzo ci dziękuję za ilość świetnych pytań, które mi tak samo pootwierały głowę. W ogóle za ilość rzeczy, które posprawdzałaś, to jest niesamowite, to jest ogromna przyjemność. Bardzo mi było miło, ogromnie Ci dziękuję.
[BWM] Też bardzo dziękuję. Pamiętajcie, żeby obczaić Asię na Spotify, na YouTubie, na Instagramie, bo wszędzie coś pięknego i inspirującego się dzieje. Asia Nawojska. Wpisujcie w wyszukiwarki. Anyway, kończymy na dziś. Dziękujemy Wam bardzo za obecność. Pamiętajcie, żeby dbać o swoje głowy, dokarmiać i nawadniać ptaki i nie wychodzić z mokrą głową, kiedy jest zimno. Trzymajcie się! Cześć!

Cześć! Tutaj Magda i Tomek. 👋
Jesteśmy parą przedsiębiorców. Uczymy (bez kija w 🍑), jak zarabiać na produktach edukacyjnych. Magda specjalizuje się w marketingu i sprzedaży produktów edukacyjnych. Tomek odpowiada za technikalia i zarządza projektami. Gdy połączyliśmy nasze supermoce, w pierwsze 2 lata wspólnej pracy wygenerowaliśmy ponad 1 mln złotych przychodu. Na tej stronie dzielimy się naszą wiedzą i doświadczeniem ze sprzedaży cyfrowych produktów edukacyjnych (od e-booków po szkolenia online). Edukujemy o różnych etapach tej ścieżki: od poziomu „dopiero buduję pozycję speca” poprzez wymyślanie produktów edukacyjnych i testowanie ich, aż po sprzedawanie. W produktach edukacyjnych jara nas to, że pozwalają odbiorcom inwestować w siebie. I rozwiązują problemy, dzięki czemu życie/praca klientów staje się lżejsza, bardziej efektywna, a nawet przyjemniejsza. Duuużo śmieszkujemy. Nie lubimy sztywnej biznesowej gadki. Jesteśmy zakochani w kocurach 🐈 (w kotkach też, ale „kocur" to piękne słowo).
Chcesz z nami pogadać?
💌 [email protected] / [email protected] IG: @burzawmozgu
Cotygodniowe listy o budowaniu i sprzedaży produktów edukacyjnych. BEZ lania wody. Bezpłatnie. Co piątek o 17:00.