fbpx

„Życia nie znasz!” – czyli co możesz usłyszeć od otoczenia, gdy szukasz pomysłu na siebie.

Aktualizacja: 10/21/21 

Nadchodzi burza, czyli podcast, w którym opowiadam o poszukiwaniu swojej pasji lub ścieżki z mojej perspektywy. Staram się to zaznaczać i zaznaczę to też teraz: proces poszukiwania pomysłu na siebie potrafi być trudny. A może być jeszcze trudniejszy przez nieprzychylne otoczenie. Gdy dokonujemy zmian, możemy oberwać masą przykrych słów. Warto się na to przygotować! Dlatego w tym odcinku opowiem Ci o nieprzyjemnych rzeczach, które możesz usłyszeć od otoczenia, gdy zaczynasz szukać swojej ścieżki lub pasji. I które sama usłyszałam.


TRANSKRYPCJA

Wprowadzenie

Temat jest trudny i wymaga kilka zdań wprowadzenia. Tworzę ten podcast z założeniem, że dzielę się doświadczeniami z mojej burzliwej ścieżki poszukiwania swoich pasji. Uważam, że w wielu przypadkach poszukiwanie życiowego kierunku to niekończący się proces. Sama nie znalazłam (i pewnie nie znajdę) rzeczy, którą chciałabym się zajmować przez całe życie. Jestem przekonana, że będę się zmieniać, a wraz ze mną zmieni się kierunek moich działań. Ten pogląd stoi w opozycji do stylu życia i przekonań wcześniejszych pokoleń:

„zrób studia, załóż rodzinę i pracuj w jednym miejscu do emerytury.” 

Dla naszych rodziców, dziadków, cioć i wujków porzucenie w cudzysłowiu stabilnej pracy lub studiów na rzecz innego zajęcia, wynikającego z pasji, jest jakbyśmy powiedzieli, że jutro NASA wysyła nas na Księżyc. To potrafi być dla nich taki rodzaj abstrakcji! Niewykluczone, że nigdy nie będą w stanie zrozumieć naszej decyzji. Więcej: bliscy mogą być OBURZENI zmianami, bo nie znają życia poza systemem, w którym trwają. To oni chodzą do NORMALNEJ roboty, a gówniarz/gówniara będzie im mówić, że tego nie zrobi?!  Nieznane może być tak straszne dla naszego otoczenia, że będzie ono w stanie przekroczyć wszelkie granice i powiedzieć nam okropne rzeczy.

Nie mówię tego, żeby usprawiedliwić jakiekolwiek podcinanie skrzydeł. Chcę Ci przedstawić szerszy kontekst tego trudnego zjawiska. Nieprzyjemności ze strony bliskich mogą być częścią procesu szukania swojej drogi. Nie wszyscy mamy komfort posiadania kręgu wsparcia. Plus warto mieć świadomość, że przykre słowa wynikają nie z tego, że z nami coś jest nie tak. O ile nie dokonujemy nadużyć lub nie przekraczamy granic swojego otoczenia, mamy prawo szukać swojej ścieżki albo regularnie dokonywać zmian.

Ten podcast nie przygotuje Cię w stu procentach na wszystkie trudne konfrontacje. Nawet jeśli będziemy znać całą teorię tego świata, to jeśli rodzic zacznie na nas krzyczeć, że jesteśmy mało ambitni, bo nie chcemy robić nie wiem, doktoratu, to możemy czuć silne emocje. Albo bezsilność, bo chcemy, żeby bliscy byli przy nas choćby nie wiem co! A słuchanie przykrych rzeczy na swój temat, zwłaszcza jeśli przyszły do nas znienacka, jest trudne. Nawet megatrudne, jeśli tej pory nie sprzeciwialiśmy się pragnieniom otoczenia.

Podsumowując ten odcinek powstał, by uświadamiać, co może Cię czekać i dać Ci wsparcie. Otoczenie może chcieć mówić Ci, jak masz żyć, ale potem Ty poniesiesz konsekwencje tego wyboru i gdybać, jak to by mogło być fajnie, gdybyś się postawił lub postawiła.

Teraz możemy przejść do konkretnych zaczepek.

Zaczniemy od klasyka:

Jak już się powiedziało A, to trzeba też powiedzieć B!

No co szkodzi, żeby już dociągnąć ten kierunek studiów, czy zostać w pracy, na myśl o której chce nam się żygać, przecież tyle się już natrudziliśmy! Ano to jest duży problem. Po pierwsze jak już mówiłam to Ty będziesz naciągać się z konsekwencjami tego wyboru. Po drugie, gdy kontynuujemy studia, pracę czy hobby na siłę, to przestajemy to robić dla siebie, tylko w imię konsekwencji.

Warto mieć świadomość, że w takim wypadku bliskim albo Tobie może włączyć się efekt utopionych kosztów. Jest to sytuacja, gdy brniemy w coś, co jest dla nas niekomfortowe lub nieopłacalne tylko dlatego, że włożyliśmy w to już dużo pracy, wysiłku lub pieniędzy. Skoro już tyle przecierpieliśmy, to jeszcze trochę wytrzymamy. Przez pułapkę konsekwencji poszłam na medycynę mimo, że czułam obezwładniający lęk jeszcze przed rozpoczęciem roku. Ale przecież miesiącami harowałam, by poprawić maturę i zostać lekarzem. Na szczęście zdobyłam się na odwagę, by odejść. Ale rozmawiałam z kilkunastoma osobami, które zostały na frustrujących ich kierunkach, bo szkoda im było odchodzić po tylu latach studiowania.

Widzisz, jak silny jest ten mechanizm? Przez niego tkwimy w nieszczęśliwych sytuacjach. To teraz pomyśl, jak łatwo temu mechanizmowi może ulec osoba patrząca na nasze życie z boku. W wielu wypadkach nie widzi, że ze stresu budzimy się o 3 nad ranem albo zbiera nam się na płacz, gdy mamy jechać na wydział. Gdy nie zna się ciemnych stron cudzej rzeczywistości, łatwo jest dokonać krótkowzrocznej oceny sytuacji. I powiedzieć coś w stylu: jeśli zrezygnujesz ze studiów na 3 roku, to zmarnujesz 3 lata życia. Tylko ta kalkulacja nie uwzględnia, ile lat zmarnujemy siedząc w działce, której nienawidzimy! Zresztą takie podejście zakłada, że nasze życie ma być serią słusznych wyborów: od razu znajdź sobie właściwe studia, a potem właściwą pracę. I przepracuj w niej do emerytury.

Według mnie zrezygnowanie z czegoś po 3 latach jest po prostu rozpoczęciem nowego etapu w życiu. Etapu, z którego na pewno coś wynosimy. W najgorszym przypadku to, że dana ścieżka nie jest dla nas! Mogliśmy kochać studia przez 2 lata, a na trzecim roku zorientować się, że to nie jest to. Albo po 3 latach zebrać się na odwagę, by powiedzieć, że nie chcemy być, nie wiem, biotechnologiem. Nie ma nic złego w zmianie, która jest w zgodzie z tym, co czujemy. Więcej: to jest normalne, że się zmieniamy!

Nie chcę demonizować konsekwencji. Jest dobra dopóki pomaga nam osiągać cele i spełniać marzenia. Natomiast gdy sama w sobie staje się motywacją, to robi się nieciekawie. Gdy czujemy się źle w obecnej sytuacji, to warto przeprowadzić ze sobą szczerą rozmowę: co mnie tu trzyma? Czy mam opcję zmiany? W podjęciu tej decyzji może pomóc krótka książka Setha Godina: The Dip. Pomaga ona sprawdzić, czy doświadczamy tymczasowego dołka, czy rzeczywiście warto wycofać się z danego kierunku.

Skaczesz z kwiatka na kwiatek/gonisz za króliczkami/masz słomiany zapał

Teraz przechodzimy na drugą stronę barykady: częste zmiany. Jest na nie cała masa określeń: skakanie z kwiatka na kwiatek, gonienie króliczków, słomiany zapał. Gdy ktoś komentował tak moje zajawki i pomysły na siebie, czułam wstyd. Dlaczego nie mogę być jedną z tych osób, które wybierają raz, a dobrze? Wydawało mi się, że to jest taki ideał, do którego trzeba dążyć: jak najszybciej znaleźć coś dla siebie i przestać być solą w oku rodziny. A ja nie miałam pojęcia, co chcę ze sobą zrobić. Mając 18 lat nie wiedziałam, że nie muszę jeszcze wiedzieć. 

Skąd mamy wiedzieć, czy chcemy coś robić, czy nam się coś podoba, skoro nie wypróbujemy tego w praktyce? Nasza pierwsza zajawka nie musi być tą na całe życie. I najpewniej nią nie będzie. Ale każda próba powiększa nasz zasób doświadczeń, nawet jeśli nie wypali. Przykładowo: próbowałam ustawiania reklam na facebooku. Bardzo nie lubię nadzorować reklam i przeklikiwać się przez system. Za to chętnie piszę treści reklamowe i wymyślam grafiki. Nie będę zajmować się reklamami zawodowo, ale teraz, gdy prowadzę własny biznes i potrzebuję puścić kampanię reklamową, to umiem zrobić to sama. Próbując różnych rzeczy uczymy się, co nas pociąga, a z czym nie chcemy mieć do czynienia. To ważne informacje. Szybkie wypalenie, osławiony słomiany zapał może dawać nam ważne informacje o nas samych. Na przykład że coś nie jest dla nas. Albo, jeśli nic nie jest w stanie nas zainteresować, może być nawet sygnałem o poważniejszych problemach wymagających wsparcia specjalisty. 

Uważam, że oskarżanie o skakanie z kwiatka na kwiatek jest kolejnym wyrazem przywiązania do konsekwencji i „modelowego” sposobu działania: skończ studia, znajdź pracę i najlepiej do emerytury zasuwaj na jednym stanowisku. Ale jeśli chcemy znaleźć zajęcie albo pracę, dzięki którym nie będziemy musieli modlić się o piątek, to warto się przygotować (siebie i jeśli się da to też otoczenie), że próby i błędy są częścią procesu.

Następny tekst sprawia, że mam ochotę przewrócić oczami o 360 stopni. Brzmi on:

Życia nie znasz!

Bardzo go nie lubię, bo jest demonstracją poczucia wyższości nad młodą osobą. Mam też wrażenie, że wypowiadająca je osoba myśli zero-jedynkowo. Albo robisz coś po mojemu, albo popełniasz błąd. To jest frustrujące zwłaszcza gdy rozmówca nie ma doświadczenia w działce, którą chcemy się zajmować. Nie ma jednej recepty na życie. Żeby to zobrazować, weźmy na przykład masło orzechowe. Moja koleżanka powtarzała mi, że jest niedobre. Ale mi się ciągle marzyło to płynne złoto z amerykańskich filmów, więc w końcu go spróbowałam. I przepadałam, mogłabym wyjeść cały słoik za jednym posiedzeniem. Nasze doświadczenia mogą się różnić, ale to nie znaczy, że nie warto testować pomysłów na siebie.

Ciekawa świata, zaradna 25-latka może mieć bogatsze doświadczenia, niż 50-latek, który bardzo lubi rutynę. Więcej: młoda osoba może widzieć możliwości, o których starszym pokoleniom się nie śniło. Może się okazać, że ktoś wytyka nam brak doświadczenia życiowego, bo boi się nieznanych opcji. Podsumowując, nie warto zrażać się takimi uwagami, o ile ktoś nie ma solidnego argumentu, dlaczego dana ścieżka nie jest dobrym pomysłem. Choć na marginesie zaczynanie wypowiedzi od słów życia nie znasz jest bardzo słabym sposobem na wyrażenie opinii i warto się sprzeciwić takiemu traktowaniu.

Zostańmy chwilę przy solidnych argumentach. Dobrze jest je usłyszeć. Częściej jednak dostajemy albo emocjonalne reakcje, albo dowody anegdotyczne w stylu kuzynka ciotki matki babki podobnie jak ty chciała być, powiedzmy, instruktorką jogi i teraz bieduje. Takie historie są przytaczane jako argument, choć zawierają dużo luk. Często nie mamy pełnego obrazu sytuacji. Może ta osoba olała naukę marketingu, więc nie umiała wypromować swoich usług? Może pracowała w pierwszym lepszym studio jogi, gdzie warunki pracy były kiepskie. Może w trakcie po prostu się okazało, że to nie jest bajka osoby z przykładu, a otoczenie wpadło w pułapkę konsekwencji i potępiło zmianę ścieżki?

Do teraz pamiętam jak moja wychowawczyni z gimnazjum miała ze mną jakiś problem. Gdy zdradziłam jej, że chcę pójść do liceum w większym mieście, opowiedziała na forum klasy historię o dziewczynie, która tak jak ja miała dobre oceny i poszła do prestiżowego liceum w dużym mieście. Dziewczynie nie szło już tak dobrze, dostawała dwóje i pały, załamała się i popełniła samobójstwo. Za każdym razem, gdy przytaczam tę historię, robi się coraz gorsza. To dla mnie niepojęte, że byłam tak uległym człowiekiem z wpojonym szacunkiem do autorytetów, że nawet nigdzie tego nie zgłosiłam! 

To dosyć ekstremalny przykład, ale warto mieć go w pamięci, gdyby ktoś chciał postraszyć nas katastroficznymi historiami. To, że komuś się nie udało, nie znaczy, że my też musimy ponieść porażkę. Więcej: możemy nauczyć się czegoś na cudzych błędach. 

Ale jest też druga strona medalu i uważam, że uczciwie jest o niej opowiedzieć. Gdy chcemy zamienić pasję w karierę, warto uważnie zbadać grunt i dostępne możliwości: czy chcemy sprzedawać produkty, czy może usługi? Czy mamy poduszkę finansową na czas poszukiwania nowej pracy albo rozkręcania biznesu? Pod wpływem euforii i inspiracji możemy oczekiwać, że przełożymy cudzy model życia i pracy 1:1 na swoje warunki. To jest niemożliwe, bo rzeczywistość moja i Twoja, i tej osoby, która Cię inspiruje obfituje w zmienne, które sprawiają, że nawet wkładając podobną ilość wysiłku w pracę, możemy uzyskać inne rezultaty.

Oczywiście to nie oznacza, że inspiracje są bezwzględnie złe. Mogą być naszym impulsem do zmiany, ale z drugiej strony warto zachować w sobie dozę realizmu i nie pozwolić, by stały się dowodem anegdotycznym.

Na koniec zostawiłam gruby temat, czyli:

„sprawisz nam wielką przykrość!”

i inne szantaże emocjonalne.

Na początek chcę, żeby to wybrzmiało: nie jesteśmy odpowiedzialni za emocje otoczenia. Tak długo, jak nie przekraczamy granic naszych bliskich, tak nie mają oni prawa do oskarżania nas o to, że chcemy pracować albo żyć w zgodzie ze sobą. Takie wywoływanie winy jest poniżej pasa i warto o tym komunikować drugiej stronie. Wiem, że to jest szczególnie trudne gdy jeszcze nie jesteśmy w stanie utrzymywać się samodzielnie. Presja ze strony rodziny, by w końcu się zdecydować, jest ogromna i łatwo utonąć w poczuciu winy, że gdy chcemy dokonać jakiejś zmiany, to zawodzimy oczekiwania. Między innymi dlatego jestem za jak najszybszym dążeniem do niezależności finansowej, bo dzięki niej zyskujemy też większą wolność wyboru.

Choć to mega trudne, nie warto brać tekstów wywołujących poczucie winy do siebie. One często są odbiciem lęków osoby, która je wypowiada. Zmiany potrafią być straszne nie tylko dla nas, ale też dla ludzi z Twojego otoczenia, zwłaszcza sami nic nie zmieniają mimo że czują niewygodę przez swoją obecną sytuację. 

Podzielę się z Tobą bardzo ważną myślą, którą usłyszałam na terapii. Mamy stosunkowo niewielki wpływ na to, jak otoczenie zareaguje na nasze decyzje. Zwłaszcza jeśli nie jest ono gotowe na poszerzenie horyzontów. Próby zmiany myślenia innych to często mega trudna misja. Czasem niemożliwa. Zresztą, sami byśmy nie chcieli, by ktoś wpływał na nasze poglądy. Często nie możemy zmienić tego, jak zachowuje się nasze otoczenie, ale możemy zmienić naszą reakcję na uszczypliwe uwagi czy tak zwane dobre rady. Nie jesteśmy odpowiedzialni za uszczęśliwianie innych kosztem swojego szczęścia. A jeśli działamy pod dyktando bliskich, żeby byli dumni albo żeby spełnić ich oczekiwania, zaniedbując swoje potrzeby, to bardzo szybko się wypalimy. 

W moim przypadku rozpoczęcie poszukiwań swojej ścieżki było bardzo trudne. Myślą pomagającą mi w tej decyzji była świadomość, że mogę dokonywać wyborów, które będą komfortowe dla otoczenia. Tylko muszę liczyć się z tym, że to ja będę musiała męczyć się na studiach lub w robocie, których nienawidzę. I w sumie strach przed takim życiem okazał się większy, niż to, że nie spełnię oczekiwań.

Dziękuję za Twoją uwagę! Jeśli jesteś aż tutaj, to pewnie szukasz swojej drogi, więc życzę Ci, żeby ta misja zakończyła się powodzeniem. Albo by trwała i żeby udawało Ci się przechodzić do nowych, fascynujących etapów. 

Tyle miałam do powiedzenia. 

Uważaj na puzzle które pozornie do siebie pasują, rób okresowe badania i napij się wody. Ściskam, papa!

Linkownia:

Książka “The Dip”: https://bit.ly/3AXj1sh
Wideo zagłębiające się w temat pułapki konsekwencji: https://bit.ly/3G8EbaL
Poprzedni post „Nie wiem co zrobić ze swoim życiem”: https://burzawmozgu.pl/nie-wiem-co-ze-soba-zrobic-w-zyciu/

Cześć! Tutaj Magda i Tomek. 👋

Jesteśmy parą przedsiębiorców. Uczymy (bez kija w 🍑), jak zarabiać na produktach edukacyjnych.

Magda specjalizuje się w marketingu i sprzedaży produktów edukacyjnych. Tomek odpowiada za technikalia i zarządza projektami.

Gdy połączyliśmy nasze supermoce, w pierwsze 2 lata wspólnej pracy wygenerowaliśmy ponad 1 mln złotych przychodu.

Na tej stronie dzielimy się naszą wiedzą i doświadczeniem ze sprzedaży cyfrowych produktów edukacyjnych (od e-booków po szkolenia online). Edukujemy o różnych etapach tej ścieżki: od poziomu „dopiero buduję pozycję speca” poprzez wymyślanie produktów edukacyjnych i testowanie ich, aż po sprzedawanie.

W produktach edukacyjnych jara nas to, że pozwalają odbiorcom inwestować w siebie. I rozwiązują problemy, dzięki czemu życie/praca klientów staje się lżejsza, bardziej efektywna, a nawet przyjemniejsza.

Duuużo śmieszkujemy. Nie lubimy sztywnej biznesowej gadki. Jesteśmy zakochani w kocurach 🐈 (w kotkach też, ale „kocur" to piękne słowo).

Chcesz z nami pogadać?

💌 [email protected] / [email protected]
IG: @burzawmozgu