

Chcesz nauczyć się pisania sprzedażowego?Sprawdzam!
To odcinek dla osób, które chcą zarabiać na swojej wiedzy, ale się boją. Że za mało wiedzą. Że jest już dużo produktów. Że wiedza w sieci jest już przecież za darmo, więc po co strzępić ryja? Często największą przeszkodą do zarabiania na wiedzy są… nasze wyobrażenia, jak to wygląda. Dlatego biorę na tapet kilka mitów na temat tworzenia produktów edukacyjnych. Pokażę, dlaczego wiele mitów nie ma sensu oraz kiedy jednak jest w nich ziarnko prawdy.
Z dzieciństwa pamiętam tylko urywki. Jednym z moich przedszkolnych wspomnień jest to, że wydawało mi się, że nie lubię szpinaku, tylko dlatego, że jakieś dzieci rozniosły plotę, że on jest absolutnie obrzydliwy. Spróbowałam go dopiero jako nastolatka i okazało się, że w połączeniu z innymi składnikami jest naprawdę okej, naprawdę smaczny i do tego odżywczy.
Po co ci o tym mówię? Bo kiedy rozmawiam z osobami, które mają ochotę zrobić własny produkt edukacyjny, to często odkrywam, że największą blokadą u tych osób są ich własne przekonania, taka wiara w mity, które roztaczają tylko najczarniejsze wizje.
W tym odcinku powiem ci, w jakich sytuacjach mają te mity rację bytu, a kiedy są zupełnie bez sensu i tylko blokują nas w spełnianiu tego skrytego marzenia, by nie sprzedawać czasu, tylko produkty.
To bardzo uniwersalna obawa. Słyszę ją od rodziny, od trenera personalnego i od gościa, którego przypadkiem spotkałam w co-worku w Chicago. Kiedy ten mit jest prawdziwy? Rzeczywiście nie ma sensu robić własnego produktu edukacyjnego, jeśli chcesz powielić to, o czym mówią już wszyscy. Nie masz zamiaru wprowadzić żadnych usprawnień, które byłyby użyteczne z punktu widzenia odbiorcy materiału edukacyjnego. Wtedy rzeczywiście warto dać sobie spokój.
Namiętnie oglądam „Kuchenne rewolucje”. Jeśli jakimś cudem nie masz pojęcia, co to jest, to jest taki program, w którym restauratorka Magda Gessler przyjeżdża do podupadających gastronomii, gdzie walczy z patologią i wskazuje zagubionym właścicielom restauracji kierunek, w jakim warto iść po gastro sukces. Większość restauracji ma jedną wspólną cechę. Nudną kartę z de volaille’em i schabowym, którą można znaleźć wszędzie. A na dodatek zazwyczaj te dania są kiepsko przyrządzone. Gdy chcesz się zabrać do tworzenia produktu edukacyjnego, nie możesz być jak ta gastronomia szukająca pomocy u pani Magdy.
Możemy nadal pozostać w obrębie gastro porównań, żeby omówić ten mit. Obok restauracji, które potrzebują rewolucji, są też miejsca, które robią fantastyczne jedzenie i doskonale sobie radzą. W świecie produktów edukacyjnych jest podobnie. Są świetne materiały i takie, które kursanci albo czytelnicy określają mianem bezsensownego lania wody, z którego nic nie wynika. Obecność tej drugiej kategorii produktów to dla nas szansa, żeby spiąć poślady i wypuścić użyteczny materiał, który odbiorcy pokochają.
Zwróć też uwagę na to, że jeśli jesteś częścią jakiejś branży, to automatycznie znasz masę produktów edukacyjnych z twojej działki. Ale to nie znaczy, że te wszystkie produkty znają też twoi potencjalni klienci. Dla nich możesz być pierwszą i tą właściwą opcją. Więcej, większość branż jest na tyle duża, że możemy wyznaczyć sobie w ich obrębach nisze. Są to mniejsze wycinki danej dziedziny.
Załóżmy, że zajmujesz się marketingiem. Nie musisz się dzielić swoją wiedzą w sposób ogólny dla wszystkich, na przykład zarówno do osób, które robią marketing dla innych, jak i dla właścicieli małych firm, którzy sami ogarniają te sprawy na własną rękę. A nawet jest to niewskazane. Zamiast tego możesz kierować wskazówki marketingowe do konkretnej branży, na przykład do salonów kosmetycznych, albo do rękodzielników, albo do startupów.
A to jeszcze nie wszystko. Owszem, w twojej branży może być wiele produktów edukacyjnych, ale to nie oznacza, że jej odbiorcy czują sympatię absolutnie do wszystkich twórców tej branży. Trudno uczyć się od osoby, z którą nie czujemy vibe’u albo po prostu nawet nas wkurza. Załóżmy, że w twojej branży kurs tworzy osoba X i ty. I dla części osób osoba X może być fantastyczna, może być przesympatyczna, może mieć idealne materiały, które totalnie zaspokajają potrzeby, a dla innej grupy osób takim ideałem możesz być ty, bo na przykład osoba X jest dla nich denerwująca, nie podoba im się jej ton głosu. To oczywiście działa też w drugą stronę, bo może być tak, że nie spodobasz się części osób. Sama tego doświadczam. Dostaję wiadomości od moich odbiorców, że uwielbiają mój głos, a dla innych brzmię, jakbym się męczyła albo gadała jak robot. Są ludzie, którzy podzielają moje poczucie humoru, a u innych wszystko, co powiem wywołuje ciary żenady. No życie, to bywa przykre, kiedy ktoś ci daje do zrozumienia, że go wkurzasz. Ale z drugiej strony ta różnorodność, to, że możemy wywoływać sympatię albo antypatię, daje nam szansę, żeby wziąć wycinek branżowego tortu dla siebie. Powiem ci, że sama stworzyłam szkolenie na zatłoczonym rynku. Zajmuję się tematem zarabiania na wiedzy, bo wcześniej pracowałam przy promowaniu szkoleń online, tworzyłam treści sprzedażowe. I później zrobiłam własne szkolenie z pisania sprzedażowego, Sprzedawaj słowem.
Kiedy wychodziłam z moim produktem na rynek, to były tam już inne kursy copywritingu, od osób o wyrobionej renomie, które były na rynku dłużej ode mnie. Więc po co się tam pchałam?
Po pierwsze, zbudowałam społeczność, która zna i lubi moje teksty. I te osoby chciały uczyć się pisania ode mnie, chciały wiedzieć, co mi siedzi w głowie, że ja tworzę takie teksty. Dlatego w tworzeniu produktu edukacyjnego bardzo ważne jest budowanie marki osobistej. W świecie dzielenia się wiedzą oznacza to, że ludzie zaczynają kojarzyć twoje nazwisko albo pseudonim z jakąś działką wiedzy. Markę osobistą budujesz między innymi poprzez dzielenie się wartościową dla odbiorców wiedzą. Zanim wypuściłam kurs, badałam zainteresowanie tematem pisania sprzedażowego. Stworzyłam newsletter z kęskami wiedzy o pisaniu sprzedażowym i w tym newsletterze zapraszałam do wzięcia udziału w ankiecie. Zachęcałam do tego podkreślając, że w ten sposób odbiorcy przyczyniają się do tego, jakie treści stworzę. I później rzeczywiście pisałam na tematy, którymi interesowali się odbiorcy. Oprócz pytań o to, czego chcą się dowiedzieć, pytałam też, skąd obecni odbiorcy czerpią wiedzę na temat pisania sprzedażowego oraz czego brakuje tym osobom w istniejących materiałach. Pojawiły się dwie ważne kwestie. Niby znam zasady pisania, ale nie mam pojęcia, czy robię to dobrze. I jako odpowiedź na ten problem podjęłam decyzję, że po przerobieniu każdego modułu będzie zadanie domowe. I w większości zadań domowych będzie do napisania tekst, który szczegółowo sprawdzę pod kątem copywritingowym. Zaznaczę fragmenty do poprawy i napiszę dokładnie, co jest do poprawy, dlaczego warto to poprawić oraz co innego można tutaj napisać. Po ankietach od klientów widzę, że to był dla nich najbardziej kuszący element oferty. Drugi problem to brakuje mi przykładów, jak mam zastosować zasady pisania. Dlatego wypełniłam kurs treściami, które funkcjonują w internecie i dobrze obrazują, jak można wdrożyć schemat czy regułę. I później, kiedy przyszło do sprzedaży kursu, położyłam nacisk na te dwa wyróżniki moich materiałów, żeby odbiorcy wiedzieli, jak się nimi zaopiekuję, gdy wejdą na pokład kursu. I po prostu też w ten sposób wyróżniłam się na tle innych szkoleń z pisania sprzedażowego.
Podsumowując, stworzenie produktu edukacyjnego, nawet jeśli nie jest on pionierem na danym rynku czy w danym temacie, ma sens, jeśli chcemy wnieść coś świeżego. Nie chodzi tu o wymyślanie koła na nowo. Możesz stworzyć dodatek do oferty, który będzie bardziej użyteczny dla odbiorców. Możesz lepiej tłumaczyć, możesz podejmować temat pod trochę innym kątem lub dla nieco innej niszy niż reszta twórców. A żeby się dobrze wyróżnić, to uczulam, że trzeba wybadać, jaki wyróżnik jest użyteczny dla odbiorców produktu. Żeby nie było takiej sytuacji, że tobie się wydaje, że jakiś dodatek będzie super, cudowny, ludzie się na to rzucą, pokochają i będą cię całować po rączkach, że coś takiego mega wymyślasz, ale potem się okaże, że dla odbiorców ta rzecz, którą tak cudownie wymyśliłaś lub wymyśliłeś, wcale nie jest ważna. Dlatego konfrontujemy pomysły z potrzebami odbiorców.
To stwierdzenie jest prawdziwe, jeśli chcesz skopiować treść artykułów, które są pierwszymi wynikami wyszukiwania w przeglądarce. Albo nawet piątymi czy dziesiątymi. Zgaduję, że nie jest to twoją intencją, bo to jest po prostu plagiat. Skupmy się zatem na słowie „wszystko”. Wszystko jest w sieci za darmo. To bardzo mocna teza. Ale czy prawdziwa? Czy w internecie na pewno jest wszystko?
Celem produktów edukacyjnych jest przeprowadzenie odbiorców od punktu A do punktu B. Żeby wyposażyć odbiorcę w wiedzę, jak ma osiągnąć wymarzony efekt, część informacji z bezpłatnych materiałów może się powielić. Ale twój produkt może mieć potężną przewagę, której brak bezpłatnym materiałom. Są to twoje doświadczenia. Jak możesz się nimi podzielić?
Po pierwsze, możesz wzbogacić treści edukacyjne o wsparcie jeden na jeden, na przykład pod postacią konsultacji, ukończonego zadania domowego czy wskazówek uszytych na miarę klienta. Darmowe materiały oferują zazwyczaj szczątkowe wsparcie od speca. O ile w ogóle możemy uzyskać taką pomoc. Oczywiście, jeśli chcemy wprowadzić jakąś formę wsparcia, to musimy się zastanowić, czy ma ona rację bytu. To znaczy, czy będziemy mieć czas, żeby udzielić tej formy wsparcia, albo czy po prostu ona jest znacząca dla odbiorcy, czy będzie dla niego cenna, czy będzie takim argumentem, który przekona odbiorcę do zakupu?
Po drugie, możesz ustrzec odbiorcę od pułapek. Co to oznacza? Załóżmy, że uczysz, jak opiekować się kotem. Jednym z punktów może być dobór odpowiedniej karmy, takiej z dobrym składem i bez zbóż, bo one mogą zaszkodzić mruczkowi. Ale może się okazać, że mruczek wcale nie chce jeść tej wspaniałej, zdrowej karmy. Na taki scenariusz możesz przygotować kursantom strategię przestawienia kota na zdrowe nawyki, gdy ma on w puszystym tyłku twoje żywieniowe rewolucje.
Inny przykład. Stworzyłam kurs Szkoła Kolażu o tym, jak robić kolaże na komputerze. To był mój pierwszy produkt. W ramach tego kursu uczę, jak obsługiwać program graficzny. I pod koniec części lekcji opowiadałam, jakie trudności miałam z danymi narzędziami i jak sobie z nimi poradziłam. Są to problemy, które często musiałam rozwiązać samodzielnie, drogą dedukcji, bo instrukcje milczały, jak sobie z tym poradzić. I wiedziałam, że skoro ja trafiłam na takie przeszkody, to moje kursantki też mogą w podobny sposób coś wyklikać, że potem nie będą wiedziały, jak z tego wyjść i będą czuły frustrację i niezadowolenie, że im program nie działa tak, jak powinien. Po trzecie możesz wykorzystać swoje doświadczenie, żeby podrzucić odbiorcy przykłady zastosowania reguł, o których mówisz. Na przykład, jeśli opowiadasz o tym, jak powinna wyglądać misja firmy, możesz podrzucić kilka propozycji dobrze sformułowanych misji z omówieniem, co w nich zadziałało. Albo możesz wykorzystać studium przypadku swoje lub klienta czy klientki. Wtedy na przykładzie historii sukcesu czy spektakularnej porażki pokazujesz, jak można rozwiązać jakiś problem. Tak robi Maciej Słowiński, który uczy, jak grać w tenisa. Jeżdżę do niego na obozy. Polecam. W mediach społecznościowych omawia on błędy wpływające na jakość gry, które widzi u swoich podopiecznych. Podobną rzecz można zrobić oczywiście w produkcie.
Czego jeszcze nie ma w internecie? W internecie może nie być obecnych informacji dla konkretnej niszy. O co mi chodzi? Wyjaśnię to na przykładzie. Moja internetowa znajoma, dietetyczka Julka Migdalska, nagrała z dwoma innymi twórcami, Jakubem Fiłkowskim i Bartłomiejem Włodarczykiem kurs o tym, jak robić rolki, czyli krótkie filmiki na Instagrama. Od kiedy ten format zaistniał na Instagramie, to powstało też na ten temat mnóstwo materiałów. Zatem po co się jeszcze pchać na ten zatłoczony rynek? Bo te trzy osoby są dietetykami, a ich rolki mają eleganckie zasięgi i zaangażowanie i pomagają zamieniać odbiorców w klientów. Zamiast robić ogólny kurs o rolkach, przygotowali instrukcję, jak nagrywać rolki kulinarne dla węższej grupy odbiorców, dla dietetyków i osób, które tworzą przepisy. Czyli ponownie, do ogólnego tematu produktu możesz dodać kontekst, którego odbiorcy nie znajdą tak łatwo w sieci.
Kolejna rzecz. Wiedza z internetu nie jest wcale taka darmowa, bo płacimy za nią czasem. Nie każdy odbiorca ma ten zasób, żeby latać po różnych zakamarkach sieci, żeby zbierać informacje kawałek po kawałku, weryfikować, czy mają one sens, i żeby skanować artykuły, żeby się zorientować, czy będzie w nich coś wartościowego, czy to tylko zlepek ogólników. Bo trzeba się zmierzyć z tym, że duża część bezpłatnej wiedzy to właśnie takie ogólne informacje. Produkt edukacyjny może być sposobem na zaoszczędzenie czasu. Choć gorąco zachęcam, by dawać od siebie coś więcej niż tylko ta oszczędność czasu, na przykład analizy, przykłady z twojego podwórka, czy dokładne instrukcje, jak coś wykonać, których nie ma w internecie. Sama właśnie po to kupuję produkty edukacyjne. Ja naprawdę mam co robić w pracy i jeszcze nie potrzebuję weryfikować, czy dana informacja ma sens, czy jednak nie ma sensu. Gdy widzę, że mój biznes potrzebuje ogarnięcia aspektu X, to szukam specjalistów i kursów na ten temat. I nie chcę rozglądać się za opcjami, tylko przejść drogę od punktu A do punktu D. Chcę konkretnej instrukcji.
Zatem podsumujmy mit. Nie wszystko jest w sieci. Twoje doświadczenia mogą być fantastyczną wartością dodaną dla odbiorcy, bo nie znajdzie ich nigdzie indziej. Oprócz tego, że produkty edukacyjne porządkują i rozszerzają bezpłatną wiedzę, która jest w internecie, to jeszcze mogą pomóc oszczędzić czas. Gromadzą wyselekcjonowaną wiedzę w jednym miejscu, dzięki czemu klient może szybciej osiągnąć wymarzony rezultat.
Autorem tego mitu jest często syndrom oszusta i głośnik w głowie – nie jesteś wystarczająca lub wystarczający. Nigdy nie zgromadzimy absolutnie całej wiedzy, jaka jest możliwa do pozyskania z danego obszaru. Zawsze pojawi się jeszcze jedno szkolenie, jeszcze jakiś certyfikat czy nowe badanie. I oczekiwanie od siebie, że pewnego pięknego dnia będziemy mieć całą wiedzę i w końcu będziemy godni, to jest wręcz oczekiwanie, że staniemy się perfekcyjni w jakimś obszarze.
Perfekcja nie ma jednej definicji. Więc dążymy wtedy do jakiegoś celu, który najpewniej jest nieosiągalny oraz stworzony na podstawie kryteriów, które my sami sobie wymyśliliśmy. Bo nam się wydaje, że to jest perfekcja. Zderzenie z tym nie jest przyjemne. Nie zdziwię się, jeśli teraz pomyślisz: co ta Magda pierdzieli? Sama tego doświadczyłam, gdy ktoś mi mówił, że moje oczekiwania wobec siebie są nierealne.
Na przykład wyobrażałam sobie, że perfekcjonizm oznacza, że nie mam prawa popełnić żadnego błędu. Wróćmy do magicznych dziesięciu lat doświadczenia. Bo nie muszą one wcale gwarantować ogromnej wiedzy. Można przepracować dziesięć lat, robiąc to samo i prawie nic się nie ucząc. Tylko dlatego, że zawsze się tak robiło i po co coś zmieniać. Można też w dwa lata pracować tak intensywnie i zdobyć tyle doświadczeń, że głowa eksploduje i po prostu warto się tym wszystkim podzielić. W większości przypadków od lat doświadczenia ważniejsze jest, czy umiesz doprowadzić ludzi do wymarzonego rezultatu. Dlatego, zamiast liczyć certyfikaty i lata doświadczenia, zastanów się, komu już pomogłaś lub pomogłeś. Najłatwiej będzie, jeśli świadczysz usługi, twoi klienci osiągają wymarzone rezultaty, bo wtedy po prostu tworzysz listę tego, w czym pomogłaś lub pomogłeś swoim klientom. Ale może być też tak, że regularnie dostajesz pytania, jak coś zrobić i znasz dokładną odpowiedź.
Ja tak miałam w przypadku Szkoły Kolażu. Kurs powstał dlatego, że wiele osób zaczęło zadawać mi pytania, jak tworzyć kolaże. I z pomocą ankiet wybadałam, na jaką dokładnie wiedzę jest zapotrzebowanie. Wcześniej nie uczyłam nikogo robienia kolaży. Za to dokładnie znałam proces ich tworzenia, bo stworzyłam mnóstwo kolaży i umiałam go wytłumaczyć krok po kroku, bo dokładnie rozumiałam, co i dlaczego robię. I w połączeniu z tym, że dzięki ankietom doskonale wiedziałam, czego potrzebują początkujące osoby, które wypełniły kwestionariusze, to przygotowałam materiał, który zabrał dużo pozytywnych opinii. Osoby, które wcześniej nawet nie miały doświadczenia z tworzeniem, zaczęły robić kolaże, a nawet je drukować i wieszać na ścianach. Jestem z tego dumna.
Jeśli w twojej niszy działają grupy wsparcia, na przykład na Facebooku, możesz tam udzielać odpowiedzi na pojawiające się pytania i patrzeć, jaka jest reakcja członków grupy. Czy twoja wiedza jest cenna? Jeśli nie masz ochoty angażować się w dyskusję, możesz też potraktować pytania członków grupy jako fiszki. Wtedy odpowiadasz sobie na pytania w głowie i konfrontujesz swoje odpowiedzi z tym, co napisali inni członkowie grupy, albo sprawdzasz poprawność swoich odpowiedzi w zaufanych źródłach wiedzy dla twojej branży. Innym sposobem na skonfrontowanie tego, co umiesz, z rzeczywistymi potrzebami, są bezpłatne konsultacje. Jeśli czujesz się na siłach, możesz ogłosić, że oferujesz taką formę wsparcia, a później zaczynasz pomagać osobom, które się do ciebie zgłosiły. To też dobry sposób, żeby poznać potrzeby odbiorców, do których możesz potencjalnie kierować swoje produkty. Dzięki konsultacjom i rozwiązywaniu problemów możesz zobaczyć, czy twoja wiedza pomaga odbiorcom w osiąganiu rezultatów i czy cenią cię za nią. Warto też zadać sobie pytanie, na jakim poziomie chcemy uczyć innych, bo ty na swoim średnio zaawansowanym poziomie możesz mieć wystarczającą wiedzę, żeby podzielić się swoimi doświadczeniami z początkującymi. Nie masz zamiaru uczyć osób, które są na poziomie wyższym od ciebie. Pokażę ci to na przykładzie szkoły kolażu. Nie miałam zamiaru uczyć kolażu grafików, którzy są starymi wyjadaczami. Im nie trzeba pokazywać programów graficznych, zasad tworzenia estetycznych kompozycji czy teorii barw. Skupiłam się na osobach, które mają niewielkie doświadczenie z tworzeniem, ale ciągnie je do tego tworzenia, chciałyby zrobić coś kreatywnego i po prostu nie wiedzą, jak się do tego zabrać.
A w jakich sytuacjach mit jest prawdziwy?
Jest on prawdziwy, jeśli od twoich lat doświadczenia zależy, czy będziesz w stanie zapewnić odbiorcom bezpieczne osiągnięcie wymarzonego rezultatu. Dlatego pokazałam ci sposoby, jak możesz zrobić wstępny, wiedzowy rachunek sumienia i znaleźć swoje mocne strony. A co, jeśli po analizie odkryjesz, że nie masz na tyle dużego doświadczenia, żeby już teraz tworzyć produkty edukacyjne? Jeśli jesteś na początku drogi, możesz podjąć ścieżkę dokumentowania tego, jak zdobywasz wiedzę, jakie pojawiają ci się spostrzeżenia i sposoby na rozwiązanie problemów. To jest fajna opcja dla studentów, którzy mogą pokazywać swoje zmagania na danym kierunku studiów i dzielić się swoimi doświadczeniami z młodszymi rocznikami. To jest inwestycja w markę osobistą, bo nie dość, że twoja społeczność rozwija się razem z tobą i może jeszcze zacząć od ciebie kupować, to jeszcze dajesz się poznać. Masz dowód na zaangażowanie w twoją branżę pod postacią mediów społecznościowych czy bloga. A taka widoczność stwarza ci okazję, żeby poznać ludzi zajmujących się podobnymi tematami i wziąć udział w ciekawych projektach i po prostu budować swoją renomę.
Podsumowując, zamiast martwić się, czy masz wystarczająco dużo lat doświadczenia, czy certyfikatów, zastanów się, jak i komu możesz pomóc dzięki tej wiedzy, którą już masz.
Co łączy te wszystkie przekonania i mity? To są bardzo mocne, kategoryczne i zero-jedynkowe stwierdzenia. Przez te cechy mają moc, żeby onieśmielić. I bardzo często to robią. Jedynym lekarstwem, żeby nas nie sparaliżowały i nie odciągnęły od spełnienia marzeń, jest konfrontowanie tych stwierdzeń z rzeczywistością. I to starałam się zrobić w tym odcinku jako taka insajderka, która wydawała i wydaje własne produkty, która miała te obawy i na podstawie tych doświadczeń wiem, że równie ważna jest praca własna z takimi blokującymi przekonaniami. Bo kiedy posłuchamy osoby, która doda nam otuchy, to często efekt jest taki, że na tym wsparciu, na tej pozytywnej energii jedziemy przez jakiś czas, a potem, kiedy już pojawią się problemy czy trudne zadania, to wątpliwości mogą powrócić. Dlatego warto też na własną rękę kwestionować założenia, które pojawiają się w naszych głowach i podszeptują nam takie kategoryczne, zero-jedynkowe tezy.
W moim szkoleniu Kasa za wiedzę o tym, jak wydać pierwszy produkt edukacyjny, przekonania to pierwszy moduł. Uczę w nim, jak samodzielnie wytropić założenia na temat zarabiania na wiedzy, które powstrzymują nas w działaniu. I uczestnicy są pod wrażeniem tego modułu, bo mówią, że jeszcze czegoś takiego nie widzieli w szkoleniach. Uważam, że właśnie takie samodzielne radzenie sobie z lękami jest ważne, bo możemy znać całą teorię świata, jak stworzyć i sprzedawać produkt edukacyjny, a i tak nie będziemy w stanie ruszyć z kopyta, jeśli blokujące przekonanie będzie trzymało nas za mordę.
Jeśli chcesz zarabiać na wiedzy, ale czujesz, że potrzebujesz przeprowadzenia przez ten proces od A do Z, bo na przykład masz dużo na głowie w swojej pracy i nie chcesz szukać okruszków wiedzy rozrzuconych po internecie, to dołącz do listy zainteresowanych szkoleniem Kasa za wiedzę. Dowiesz się w pierwszej kolejności, kiedy wystartują zapisy na ten program. To oczekiwanie osłodzę ci e-mailowymi lekcjami o przygotowaniu do zarabiania na wiedzy, które możesz wdrożyć z marszu. To wszystko na dziś. Dziękuję za twoją uwagę i widzimy się w kolejnych odcinkach.