

Twórz content dla swojej marki bez spiny! (i z pomocą AI)Sprawdzam szczegóły!
Zbuduj zaangażowaną społeczność! – radzą wszyscy eksperci dookoła. I to jest dobra rada, ale bardzo ogólna, przez co możemy kompletnie nie wiedzieć, od czego zacząć. Bo co to konkretnie oznacza „zaangażowana społeczność”? Jak ją zbudować? Co dokładnie zrobić, by cały proces „miał ręce i nogi”?
Z tego artykułu dowiesz się:
Wyobraźmy sobie miejsce, w którym spotykają się setki, a może nawet tysiące miłośników konkretnego tematu, np. koni, planowania, książek czy tworzenia contentu w Internecie. Te wszystkie osoby łapią nić porozumienia dzięki wspólnym zainteresowaniom.
To samo dzieje się w sieci. W jednym miejscu – na blogu, fanpage’u czy Instagramie – zbierają się osoby, które mają wspólne zainteresowania, doświadczenia, wartości, cele, marzenia i/lub problemy. Choć nie widzą się „twarzą w twarz”, są ze sobą w jakiś sposób powiązane, angażując się na profilu/stronie konkretnego twórcy i korzystając z jej/jego produktów/usług. I to właśnie jest społeczność internetowa.
W ostatnich latach media społecznościowe urosły w siłę. A w nich przecież nie chodzi tylko o wrzucanie treści i zachęcanie do zakupów. W nazwie mają „społecznościowe”, bo właśnie na budowaniu społeczności się z założenia opierają. Jeśli zadbamy o naszych „obserwujących” i pokażemy im, że ich widzimy i że słyszymy ich głos – zbudujemy grono naprawdę zaangażowanych osób, które pomogą nam realizować cele biznesowe.
Zalet budowania społeczności internetowej jest mnóstwo. Są to m.in.:
Koniec końców budując społeczność, tworzymy przewagę rynkową. Nasi odbiorcy angażują się pod naszymi treściami, czasem sami je dla nas generują (User Generated Content), pokazując jak pracują z naszymi produktami/usługami czy udostępniając dalej nasze treści, przemyślenia i wskazówki. Stają się oni naszymi samozwańczymi ambasadorami, którzy przyczyniają się do wzrostu naszej marki.
A co z tego mają nasi odbiorcy/klienci?
Budowanie społeczności warto rozpocząć od chwili namysłu. Jaki w ogóle jest nasz cel budowania społeczności? Czy chcemy zwiększyć sprzedaż istniejących już produktów? A może chcemy stworzyć społeczność po to, by dopytać ją o to, czego potrzebuje i na tej podstawie dopiero stworzyć pierwszy produkt bądź usługę?
Zanim jeszcze wpadniemy w wir publikowania, musimy zastanowić się, do kogo i o czym chcemy mówić. Warto określić swoją grupę docelową, by dostosować do niej nasz przekaz. Dzięki temu nie będziemy tworzyć treści „dla wszystkich” (w ten sposób wcale nie dotrzemy do szerokiego grona odbiorców). O tym, jak to zrobić, pisaliśmy w tym artykule.
Gdy mamy już wybraną grupę docelową, możemy wybrać platformę, na której będziemy publikować. Chociaż mamy do dyspozycji Facebooka, Instagrama, LinkedIna, bloga, newsletter, TikToka, YouTube’a, Twittera… i wiele innych opcji – nie warto „pchać się” wszędzie na raz.
Na początek proponujemy założenie bloga oraz profilu w jednym medium społecznościowym (np. na Instagramie). Dopiero, gdy ogarniemy regularne publikowanie w tych dwóch miejscach, możemy dodać kolejne miejsce – najlepiej newsletter, na którym będziemy zbierać tzw. leady, czyli e-maile osób zainteresowanych naszą ofertą:
Jakie medium społecznościowe wybrać na początek? Warto przyjrzeć się tutaj naszej grupie docelowej i odpowiedzieć sobie na pytanie: „gdzie ją znajdziesz?”. Starszych odbiorców (czyli takich „seniorów” 40+) znajdziemy na Facebooku, a młodych dorosłych najczęściej na TikToku (rzadziej na Instagramie). Za to do przedsiębiorców najłatwiej dotrzemy poprzez LinkedIna.
Nie piszemy o tych punktach osobno, bo one są ze sobą ściśle połączone. Wyobraźmy sobie, że jakiś twórca wrzuca post na temat pielęgnowania paproci. Jeden szczegół jest dla nas niejasny, więc dopytujemy w komentarzu. Mijają tygodnie, a twórca na niego nie odpowiada (tak samo jak na wiadomości). To sprawi, że uciekniemy do konkurencji, której będzie zależało na własnej społeczności, prawda?
Dlatego znajdując się na miejscu twórcy, pamiętajmy o naszych odbiorcach – bez nich nie będzie ani społeczności, ani sprzedaży. Dbajmy o nich poprzez rozmowy w wiadomościach prywatnych i komentarzach oraz odpowiadanie na najczęstsze pytania w nowych treściach.
Pamiętajmy także o tym, by nasze treści były spójne. Nie chodzi tutaj tylko o aspekt wizualny, a bardziej o to, co mówimy i co robimy.
Jeśli twórczyni internetowa mówi o tym, że bezpieczeństwo jest ważne i pokazuje się w kasku rowerowym, a w kolejnych tygodniach na jej nagraniach widać, jak jeździ bez niego, mamy dysonans poznawczy. Coś nam się nie zgadza i przestajemy takiemu twórcy ufać.
Nie róbmy tego i bądźmy spójni w tym, co komunikujemy (i słowem, i nagraniem/zdjęciem).
Nie wystarczy zebrać ludzi w jednym miejscu i zacząć sprzedawać. Żeby ludzie nam ufali, musimy wdawać się z nimi w interakcje. Pierwszy sposób opisaliśmy w poprzednim punkcie, a drugi polega na budowaniu zaangażowania, czyli „wywoływaniu odbiorców do tablicy”. Jak to zrobić?
By treści były angażujące, muszą też dawać wartość. I ta wartość to nie tylko edukacja, ale także:
Im bardziej wartościowe treści, tym chętniej odbiorcy będą na nie reagować i się nimi dzielić.
Jeśli zależy nam na zbudowaniu społeczności, nie możemy ghostować, czyli publikować codziennie, a potem nagle znikać na miesiąc. Wiadomo – sytuacje się różne i czasem od nas nie zależą (np. nagłe chorobowe w ciąży, na które się nie przygotowaliśmy), ale często jest tak, że nie publikujemy, bo nie mamy pomysłów (wyczerpały się, gdy wrzucaliśmy treści codziennie).
Nasza rada jest taka: stwórzmy bank pomysłów na ok. 20-30 treści. Ustalmy swój rytm publikacji, by tych treści wystarczyło na więcej niż miesiąc. W ten sposób będziemy co prawda publikować rzadziej, ale jednocześnie regularniej (a to dla naszych odbiorców jest ważniejsze). Dziś użytkownicy Internetu są zalewani treściami i naprawdę wolą kilka „porządniejszych” treści niż codzienny spam, z którego za wiele nie wynika.
O tym, jak stworzyć własny harmonogram publikacji, bank pomysłów, system selekcji i tworzenia treści uczymy w kursie online Content bez Spiny. Szczegóły tutaj.
Na Instagramie możesz trafić na „strategie” tworzenia contentu. Najczęściej wyglądają one tak, że masz publikować codziennie (albo kilka razy dziennie, ale też nie spamuj), najlepiej rolki, bo tylko rolki działają (ale jednocześnie publikuj tylko karuzele, bo teraz to one są lepsze), w godzinach kiedy Twoi odbiorcy są aktywni…
Można się w tym pogubić. A co najważniejsze: te strategie nie działają na dłuższą metę, bo nie biorą pod uwagę:
Najpewniej szybko się wypalimy (nawet osoby, które tworzą treści „na pełen etat”, nie są w stanie publikować kilku wartościowych rolek dziennie codziennie przez kilka miesięcy).
Proponujemy inne strategie, o których już pokrótce wspomnieliśmy w części o tym, jak zacząć budować społeczność.
Regularne publikacje nie oznaczają wrzucania treści do Internetu codziennie. Regularność to robienie czegoś we w miarę równych odstępach czasu. Jeśli więc mamy zasoby na jeden artykuł blogowy miesięcznie – publikujmy jeden, ale regularnie przez cały rok. Jeśli możemy sobie pozwolić na dwa posty na Instagramie tygodniowo – publikujmy dwa, tylko nie bawmy się z obiorcami w „a kuku!”, pojawiając się na kilka tygodni, a na następne kilka znikając.
Poruszajmy takie tematy, o które pytają nasi odbiorcy. To nie muszą być bezpośrednie pytania. Spójrzmy na przykład:
Przyglądajmy się więc, jakie pytania/przemyślenia pojawiają się w komentarzach/wiadomościach. Pytajmy także odbiorców wprost, jakie są ich aspiracje, marzenia, problemy czy bolączki i twórzmy content, który im pomoże.
Szczegółowo uczymy tego w kursie Content bez Spiny. Szczegóły tutaj.
Wspomnieliśmy o dysonansie poznawczym. Odbiorcy lubią, gdy nasze zachowanie jest spójne z tym, co mówimy. Dlatego bądźmy autentyczni – mówmy o tym, co jest dla nas ważne w taki sposób, jak faktycznie myślimy. W ten sposób unikniemy sytuacji z kaskiem rowerowym (a co za tym idzie: unikniemy utraty zaufania odbiorców).
Odpowiadajmy na komentarze i wiadomości. Pytajmy odbiorów o ich zdanie, ich potrzeby i ich trudności. Zaplanujmy też czas na pokazanie im, że ich widzimy – np. zostawiając serduszko przy ich relacji/poście bądź komentując ich treści (jeśli też publikują). To sytuacja win-win:
Nikt nie mówi tu o komentowaniu 50 postów dziennie. Jak zostawisz kilka komentarzy tygodniowo, będzie okej.
Podkreślimy to jeszcze raz: budowanie społeczności polega na interakcjach z nią. Publikowanie treści jest tak samo ważne, jak rozmowy z odbiorcami. Jeśli nie wiemy, co publikować, to może oznaczać, że nie słuchamy naszych odbiorców. Zadawajmy im pytania, dopytujmy, odpowiadajmy na komentarze, wspierajmy, pomagajmy, podpowiadajmy, wiadomości i nawiązujmy dialog. W ten sposób sprawimy, że nasza społeczność będzie zaangażowana – a to właśnie to zaangażowanie jest kluczem do sukcesu.
Zamiast ciągle gonić za większą liczbą obserwujących, zadbajmy o tych, których już mamy. A oni zadbają o to, by usłyszeli o nas inni.
W budowaniu społeczności internetowej nie jest ważne tylko to, co robimy, ale także to, czego nie robimy – czyli niepopełnianie błędów (a jeśli już nam się to zdarzy – przyznawanie się do nich z godnością i szacunkiem do odbiorców). Jakie są najczęstsze błędy w budowaniu społeczności online?
Chcielibyśmy, by ten trend był już dawno za nami, ale niestety twórcy nadal kupują obserwujących. To nie ma sensu, bo są to liczby, które nie przekładają się na zaangażowanie ani na sprzedaż.
Wrzucanie losowych treści, niespójność w przekazie, postowanie codziennie i znikanie na miesiąc – to podstawowe błędy, które wynikają z braku strategii komunikacji. Nie idźmy w tym kierunku i stwórzmy nawet najprostszą strategię, której będziemy w stanie się trzymać.
Wrzucanie treści, a następnie „olewanie” komentarzy i wiadomości to prosta droga do pożegnania się z odbiorcami. Im mniej się będziemy angażować, tym chętniej będą oni szukać pocieszenia w ramionach naszej konkurencji.
Jeśli będziemy reklamować nasz produkt/usługę w oderwaniu od naszej marki (czyli bez spójności przekazu, tonu wypowiedzi czy aspektów wizualnych), odbiorcy jej z nami nie powiążą, a sprzedaż będzie niższa.
Publikowanie „do wszystkich” nie ma sensu. Choć potencjalnie trafiamy do wszystkich, tak naprawdę nie trafimy do nikogo, bo ludzie szukają twórców w konkretnych dziedzinach (nawet w kwestii lifestylu nie chodzi o publikowanie wszystkiego o wszystkim, bo naszych odbiorców naprawdę może nie interesować, czym czyścimy toaletę czy jak prowadzimy działalność gospodarczą).
Jeśli publikujemy na Facebooku, a naszą grupą docelową są młodzi dorośli, marnujemy swój czas. Tych odbiorców jest tam niewiele. O wiele lepiej sprawdzi się tutaj np. TikTok.
Błędy są ludzkie i prędzej czy później każdy z nas je popełni. Najważniejsze, to się do nich przyznać, przeprosić i starać się nie popełniać ich w przyszłości.
Warto też reagować na negatywne opinie – dopytajmy, dlaczego tak jest i wyciągnijmy wnioski na przyszłość (możemy np. poprawić produkt lub uznać, że dana osoba nie należy do naszej grupy docelowej). A usuwać możemy… hejt, a nie negatywne, ale konstruktywne opinie.
Budowanie społeczności online jest bardzo ważne. Dzięki niemu budujemy zaufanie i gromadzimy wokół siebie ludzi, którzy chętniej zdecydują się na nasze produkty/usługi. Warto angażować się nie tylko w tworzenie treści (nie tylko rolki na Instagramie, ale też Stories, artykuły blogowe czy filmy na YouTubie – tak, by były różnorodnie), ale także w komunikację z naszymi odbiorcami – tylko wtedy osiągniemy sukces.
A jak to wygląda w praktyce? Możesz zobaczyć na naszym Instagramie @burzawmozgu. PS. Szukasz więcej wiedzy, wskazówek, przykładów w temacie budowania społeczności? Zajrzyj do naszego kursu Content bez Spiny, gdzie tłumaczymy to wszystko krok po kroku. Z naszymi wskazówkami oraz pomocą AI zbudujesz własną strategię komunikacji, zbierzesz pomysły na treści i zaczniesz tworzyć na luzie.