Chcesz ulepszyć swoje kampanie sprzedażowe? Wpadnij na spotkanie LIVE za 0 zł:Rezerwuję miejsce!
Transkrypcja podcastu:
Magda: Dobrze, że jesteś. Właśnie zaczynamy. Odpuśćmy sobie gadkę – szmatkę i przejdźmy do grubych tematów. Jakie masz wspomnienia z WF-em? Moje są nieciekawe. Nie byłam jakoś super wysportowana, wyrozciągana ani nie ogarniałam sportów zespołowych. Przez to ruch długo kojarzył mi się z udręką, wstydem i złem koniecznym. To jest tragedia, bo aktywność fizyczna jest jednym z kluczowych czynników utrzymania zdrowia. Zwłaszcza, gdy mamy siedzącą pracę. Na Instagramie i wśród znajomych mam osoby, które przez siedzący tryb życia, w wieku 30 lat przechodziły operację kręgosłupa albo muszą wspomagać się gorsetami ortopedycznymi. Brzmi strasznie, ale spotkaliśmy się tu nie żeby się przestraszać, tylko żeby wspólnie znaleźć sposoby, żeby więcej się ruszać w zgodzie ze sobą i z przyjemnością. A dzięki temu, zadbać o zdrowie. Nazywam się Magda Owsiany, a to jest podcast „Burza w mózgu”. Wierzę, że po śmierci czeka mnie nicość. Dlatego dążę do tego, żeby czerpać z tej ziemskiej wędrówki pełnymi garściami. W tym podcaście dzielę się moimi sposobami na układanie życia pod siebie i przepytuję o to speców mądrzejszych ode mnie. Korzystaj z wiedzy i baw się dobrze.
Naszą przewodniczką po zdrowym ruchu będzie Asia Jaworska. Z wykształcenia jest ona trenerką personalną i absolwentką AWF-u, która uczy nie tylko jak trenować. Mówi o sobie: „przewodniczka w ruchu”, bo swoim podejściem do ćwiczeń odbiega od fitnessiarskich standardów. Mówi o radości w ruchu i przyjemności z treningu, o działaniu w porozumieniu ze swoim ciałem, czyli ze sobą, w kontrze do zewnętrznego nim zarządzania. Jest studentką uważności i współczucia, co wdzięcznie uzupełnia warsztat treningowy. Prowadzi kontro na Instagramie „Myśl w ruchu”, którego dewizą jest: „Trenuj mądrze i porusz myśli”. Zamiast betonować przekonania o obowiązku zasługiwania na oklaski ciężką pracą nad sylwetką, daje przestrzeń i uczy odnajdywania wewnętrznej satysfakcji z przyjemnego ruchu. Cześć, Asia.
Asia: Cześć.
Magda: Na początek chcę nas przenieść do krainy wspomnień i mam pytanie: jakie były Twoje lekcje WF-u? Czy były fajne, czy Ci się podobały?
Asia: Powiem tak – trudno jednoznacznie je określić, bo jakby no ten system szkolnictwa gdzieś tam powoduje, że ci WF-iści się na przestrzeni czasu zmieniają. I na pewno niektóre nauczycielki czy też nauczyciele byli spoko i prowadzili fajne i ciekawe lekcje, inni trochę mniej. Niestety, przeważająca część to są te mniej ciekawe lekcje, czyli takie pod tytułem „macie, grajcie”, no nie? Czyli rzucali nam piłkę po prostu i grajcie teraz w siatkówkę, jak byśmy nie wiem skąd mieli potrafić. Plus te pretensje o to, że nie potrafimy czegoś zrobić albo że nie znamy zasad, gdzie jakby no to jesteś nauczycielem, to nas naucz. To to powoduje, że te wspomnienia nie są najlepsze. Natomiast jak gdzieś tam mam ogląd pośród moich obserwatorek na to, jakie one miały wspomnienia, to muszę powiedzieć, że miałam farta [śmiech]. To może wynikać z kilku rzeczy. Raz, że po prostu miałam farta, że ci nauczyciele nie byli po prostu przemocowi i nie byli jacyś tacy… Nie byli nadmiernie wymagający od nas. Jasne, mieli jakieś swoje wymagania, ale potrafili je dopasować w miarę gdzieś tam do grupy albo z jakimś wątem do nas, jakimś takim nadąsaniem się ewentualnie te wymagania obniżali, bo pamiętam taką sytuację, jak kiedyś były skoki w dal i rzuty piłką palantową, co jest klasykiem, że po prostu przychodzi pani i mówi: „Dobrze, dzisiaj rzucamy piłką palantową i tak na ocenę”, ale nigdy nie rzucaliśmy piłką palantową. I potem miała do nas pretensje, że w skali statystyk, jakby takich norm jakichś przyjętych dla uczniów w naszym wieku, no to wypadamy beznadziejnie i nikt nie powinien zaliczyć. I kiedy słuchałam historii czy też czytałam historie moich obserwatorek dotyczące ich doświadczeń WF-u, no to wniosek nasuwa się po pierwsze taki, że mam na sobie przywilej szczupłości. Czyli przede wszystkim, grube osoby były bardzo źle traktowane przez nauczycieli WF-u, czy też osoby po prostu o mniejszej sile czy mniejszej sprawności. I ja gdzieś mam ten swój przywilej, że byłam dość sprawna zazwyczaj, nie byłam tą najlepszą uczennicą, co jest też ciekawe, bo jestem córką WF-isty [śmiech]. Tak, ale zwykle raczej miałam na sobie takie brzemię oczekiwań i może też takich bardziej przez siebie narzuconych jakby na swoje barki, bo nie przypominam sobie, żeby mój tata kiedyś był wymagający ode mnie jakoś od sportu, a mi się wydawało, że powinnam, no nie? Wiesz, jak to jest. Powinnam być najlepsza, bo tata patrzy i w ogóle, żeby rodzice byli dumni. To klasyczny temat psychoterapii. Więc gdzieś powinnam mieć jakieś takie teoretycznie umiejętności czy też genetycznie może jakoś powinnam być uzdolniona wybitnie, ale tak nie było. Jakoś tam sobie z tym radziłam, no ale to nie są… Nie była to miłość. O tak powiedzmy. Nie była to miłość do WF-u, ale też nie były to jakieś straszne doświadczenia.
Magda: A była w Tobie miłość do ruchu?
Asia: Nie nazwałabym tego miłością chyba. Ja po prostu zawsze gdzieś tam byłam w ruchu. Ja też pochodzę z małej miejscowości, z mniejszego miasta. Tam po prostu człowiek się przemieszczał wszędzie na nogach. Jakby nie opłacało się podjeżdżać do szkoły kilometr czy 1,5 kilometra, tylko się po prostu szło. Szło się do miasta po jakieś proste zakupy, więc cały czas gdzieś tam w tym ruchu byłam. Też jako dziecko po prostu lubiłam być w ruchu, więc to było OK. Natomiast nie trenowałam nigdy nic, typu SKS-y z jakiegoś tam sportu, co też wynika z pewnego ograniczenia małego miasta i propozycji, jakie daje dzieciakom, nie?
Magda: Ja też jestem z małego miasta i generalnie to opcje były raczej związane z tym, że to były jakieś gry zespołowe albo lekkoatletyka, a rzeczywiście nie każdy się w tym odnajdzie. Na swoim profilu na Instagramie piszesz, że w obecnych czasach nie jest trudno o zepsutą relację z ruchem. Dlaczego tak jest? I czy jedną z tych przyczyn może być też to, że nasze lekcje wychowania fizycznego często były, delikatnie mówiąc, dalekie od ideału?
Asia: Zdecydowanie. Zdecydowanie, jest to jedna z przyczyn, tak przynajmniej ja wnioskuję, bo jakby trudno o jakieś dobre statystyki. Są coraz częściej badania. Badania dotyczą jednak głównie dziewczynek, czy też małych dzieci. Nie zdarzyło mi się trafić na żadne badania na dorosłych osobach i wnioski z tego, dlaczego mają kiepską relację z aktywnością fizyczną. Raczej badamy skutki tego, tak? Czyli dlaczego jest ta straszne epidemia otyłości i tak dalej i chorób cywilizacyjnych i zrzucamy winę na jednostkę, a nie szukamy przyczyn i tych przyczyn systemowych. A moim zdaniem WF jest właśnie jedną z tych przyczyn systemowych. I nawet nie chodzi tutaj o to, że ktoś jest potem jako dorosły czy jako dziecko jest grubszy niż inni czy grubszy od jakiejś tam przyjętej gdzieś normy przez kogoś, tylko chodzi o to, czy w ogóle ma ochotę się ruszać. I tutaj właśnie, to tym jest ta relacja z aktywnością fizyczną. Czyli jaka łączy mnie więź z poruszaniem swoim ciałem? Czy ja chcę to robić, czy nie chcę? Czy moje ciało uważam za sprawne w pewnym sensie, można powiedzieć? Jakby czy uważam, że ono służy mi w jakikolwiek sposób czy pozwala mi robić rzeczy, które lubię robić. Czy pozwala mi cieszyć się gdzieś tam życiem, tak można powiedzieć górnolotnie, no nie? I kiedy to wychowanie fizyczne na poziomie podstawówki czy teraz już od razu liceum po podstawówce, w polskim systemie, jeśli ono jest nieatrakcyjne albo więcej, jeśli nauczyciel jest przemocowy, jeśli jest fatfobiczny, czyli jakby traktuje z dyskryminacją osoby za ich wagę, za to, że są grubsze niż inne dzieci, co poniekąd wpływa na to, że gdzieś tam są może wolniejsze, może mniej skoczne albo są takie, bo boją się podejmować ruchu, bo od zawsze były zniechęcane i gdzieś tam wyśmiewane czy przez dzieci, czy przez nauczyciela niestety.
Magda: Ruch jest dla wysportowanych.
Asia: Tak, dokładnie. Sport dla wysportowanych. To to wpływa bezpośrednio na to, że potem ta relacja z ruchem jest po prostu beznadziejna. I same te osoby uważają siebie za beznadziejne w sporcie. Oczywiście, gdzieś tam, ja tak dużo mówię o tej grubości i o fatfobii, jakby o tym problemie, bo on jest szczególnie istotny, jeśli chodzi o jakąś taką agresję wobec… Agresję czy w ogóle wymagania wobec dorosłych głównie kobiet, w związku z tym, że ta sylwetka ma wyglądać i tak dalej. I straszenie chorobą i w ogóle, śmiercią za chwilę, aczkolwiek ten temat trudności z relacji z ruchem dotyczy osoby o każdej sylwetce, bo mogą też być osoby szczupłe, bardzo wiotkie, uważane za słabe, uważane za wolne albo nieskoordynowane i traktowane od zawsze jako takie. W sensie, mogą mieć mniejszą zdolność gdzieś tam do ruchu, mogą wykazywać mniejsze zainteresowanie sportem, bo może jakby nie są tymi duszami sportowymi i to jest OK, ale w momencie, kiedy WF-ista czy też dzieci inne na WF-ie traktują taką osobę jako gorszą, bo jest słabsza, bo się w wyścigach rzędów przez nią się zawsze przegrywa, no nie? [śmiech] Kojarzysz wyścigi rzędów?
Magda: O tak, ale to był stres.
Asia: No jakby… No kurde, tak. Albo wybieranie do drużyny, kiedy jest dwóch liderów i oni wybierają pozostałe dzieci do swojej drużyny i jest jedna, ta najsłabsza powiedzmy, dziewczynka czy najsłabszy chłopiec, bo jest szczupły, właśnie wiotki, może cokolwiek, jakakolwiek tam nie jest przyczyna, nie jest wybierany, to on z góry dostaje taką informację od świata: „Ty się nie nadajesz do ruchu. Ruch nie jest dla Ciebie”. No, dokładnie. „Sport – nie, daruj sobie, zajmij się czymś innym. Poucz się lepiej matematyki. Jesteś dobra w czytaniu” albo „Historia – to jest Twoja smykałka, olej sport”, no nie? I to jest o tyle przykre, że ciało jest z nami do końca życia, zawsze. I to, jak traktujemy to ciało, to jak dbamy o to ciało, czyli o siebie poniekąd, daje nam większe lub mniejsze możliwości. I to się łączy bezpośrednio tutaj ze sprawnością fizyczną. Odnoszę się tylko i wyłącznie do tej sprawności stawowo-mięśniowej kondycji gdzieś tam, bo jeśli na przykład jest osoba, która uwielbia podróżować albo nie wiem, ma w planach wielodzietną rodzinę na przykład, bo taki ma wzór i takie ma marzenie, no to jakby to ciało bezpośrednio się z tym łączy. Bezpośrednio łączy się z chodzeniem po górach czy chodzeniem po prostu po jakimś mieście w obcym kraju i tak dalej. Łączy się z tym czerpaniem z życia poprzez ruch. Łączy się z tym, ze właśnie w przypadku tej wielodzietnej rodziny, no to to ciało u tej dziewczyny, u tej kobiety, gdzieś tam ma bardzo trudne zadanie do wykonania, tak? Ale to nie muszą być też takie ambicje bardzo, że tak powiem, idące w ten ruch, ale samo po prostu trwanie w jakiejś takiej kondycji nawet umysłowej łączy się bezpośrednio z kondycją ciała. Czyli jakby wiemy już dzięki badaniom naukowym, że regularna aktywność fizyczna wpływa chociażby bezpośrednio na nasz mózg. Opóźnia neurodegenerację mózgu, czyli wolniej się starzeje nasz mózg, czyli dłużej jesteśmy w stanie być sprawni intelektualnie. I nie chodzi tutaj może, że pracować do końca życia, teraz ten kult pracy, no nie? Pracować do 80-tego roku życia i zarabiać kupę forsy. OK, jak ktoś chce, to to jest jego wybór, ale chociażby ta sprawność intelektualna, która utrzymuje nasz kontakt ze światem. To jest niesamowicie ważne. Inna sprawa to jest sam stres chociażby, gdzie wiemy też dzięki badaniom, że regularna aktywność fizyczna buduje naszą rezyliencję na stres, czyli jeśli pojawia się trudna sytuacja, to mniej intensywnie reagujemy na stres, jeśli regularnie ćwiczymy. Oraz wiemy, że jeśli już mamy te stresowe sytuacje, jeśli ten stres, doświadczamy tego stresu, co myślę jest bardzo powszechne, no to regularna aktywność fizyczna powoduje, że domykamy cykl stresu, lepiej sobie z nim radzimy i nie trwamy w takiej ciągłości stresowej, tylko on się pojawia i spada, pojawia i spada. Czyli ta sinusoida, no nie? Która jest jakaś naturalna, bo po prostu sytuacje stresowe się zdarzają i to jest gdzieś tam też ewolucyjny mechanizm, który nabyliśmy i dobrze, że go mamy, bo dzięki niemu gdzieś tam jesteśmy w stanie się spiąć i zrobić coś przed deadlinem, nie? Czy tam coś dla nas ważnego, czy poradzić sobie z trudną sytuacją po prostu w życiu, niezwiązaną nawet z pracą. Więc ten regularny ruch rzeczywiście jest kluczowy dla nas gdzieś tam, a w momencie, kiedy dziecko nastolatka, nastolatek dostaje informację: „Jesteś do kitu w sporcie”, no to ono potem nie ma ochoty włączać takiej aktywności fizycznej rekreacyjnej w swoją dorosłość. To spada na liście priorytetów na sam koniec. Potem najczęstszym argumentem, który ja słyszę gdzieś tam, jak pytam moich obserwatorów czy obserwatorki „dlaczego nie ćwiczysz regularnie”, jakby co jest problemem – „nie mam czasu”. Jakby „nie mam czasu”. To nie znaczy, że nie masz czasu. To znaczy, że… Bo wszyscy mamy taką samą dobę i nie mówię tutaj o takiej gadce typu fit influencerki „hej, jak chcesz to możesz wszystko”, tylko mam na myśli to, że jak ustawisz priorytety, to na to masz czas, no nie? I nie chcę zabrzmieć jak ta baba od matmy, która mówi, że „mój przedmiot jest najważniejszy i musisz go jakby uczyć się i robić jak najlepiej”, ale chodzi mi tylko i wyłącznie o to, że to ciało naprawdę jest z nami do końca życia i naprawdę powinno być dość wysoko na liście priorytetów. Nie pierwsze, nie drugie, może nawet nie trzecie, może niżej, bo to byłoby przykre, gdybyśmy myśleli tylko o ciele, no nie?
Magda: Tak, to też generuje problemy.
Asia: Dokładnie, więc tego też nie chcemy i też nie namawiam do tego, ale jeśli postawimy ten ruch gdzieś tam w piątym miejscu w liście priorytetów naszej codzienności, to znajdziemy na niego czas. Po prostu.
Magda: W sumie, ta wiotka dziewczynka i ta osoba, która w dorosłości brała się do aktywności fizycznej jak pies do jeża, to jakbym słyszała swój opis. I na szczęście miałam ten wielki dar, że spotkałam na swojej drodze ludzi, którzy mi pokazali, że sport, że aktywność fizyczna to nie jest wstyd i teraz już, kiedy regularnie uprawiam sport, to zauważyłam u siebie też taką rzecz, że mam większe poczucie sprawczości, że łatwiej sobie też radzę z wyzwaniami. To, o czym mówiłaś, bo po prostu też sport nauczył mnie tego, że pewne rzeczy trzeba powtórzyć, pewnych rzeczy trzeba się nauczyć, wykonać je ponownie, ponownie, do „porzygu”, że tak brzydko powiem, żeby zobaczyć też jakiś rezultat. I tu nie chodzi też o to, żeby po prostu już tak siebie cisnąć, tylko po prostu pewnym rzeczom warto dać czas i to, że na przykład czegoś w tym momencie nie umiemy, to nie znaczy, że już nigdy się tego nie nauczymy, że po prostu nie mamy tego magicznego talentu. Moje ulubione powiedzonko.
Asia: Tak, ale to też nie bez powodu mówi się, że sport uczy dyscypliny. Właśnie to jest to, o czym mówisz, tak? Czyli dyscyplina to nie jest zamordyzm. Dyscyplina… Bo często też tak gdzieś to pojmujemy, że „pracuj nad dyscypliną”. No to to już jest zamordyzm, że robię coś mimo, że tego nienawidzę albo że totalnie mi nie idzie i w ogóle nie jest to dla mnie, ale robię. Nie, chodzi o… Dyscyplina w moim odczuciu to jest jakieś konsekwentne wykonywanie jakiegoś działania w celu osiągania jakiegoś efektu, na którym nam zależy, no nie? I wykonywanie jakiegoś działania, które może nie zawsze jest jakby przyjemne i kolorowe po prostu jak tęcza, które czasem może sprawia nam trochę mniej przyjemności, ale mając gdzieś tam z tyłu głowy ten efekt, który możemy osiągnąć, który gdzieś tam wiemy poniekąd, że on będzie albo odczuwaliśmy go kiedyś czy mieliśmy go kiedyś, czy też analogiczny efekt, no to po prostu podejmujemy się tego działania, no nie? I mimo, że mamy gdzieś tam spadek jakiejś motywacji, to jakby myśląc o tym, że OK, zrobię to i będę już krok dalej albo będzie mi trochę lepiej, no nie? Tutaj w przypadku ruchu jako takiego, to to powoduje, że gdzieś utrzymujemy po prostu tą dyscyplinę i to działanie. I tak, jak mówisz, właśnie to się przekłada fantastycznie na inne dziedziny w życiu, nie? Że potem, no tak jak masz swoją „Burzę w mózgu”, macie w zasadzie już teraz wspólnie, no to właśnie, to czasem też jest gorszy dzień czy nie chce się napisać tego newslettera, no ale jakby gdzieś tam uczysz się, że „dobra, dam radę, zrobię to po prostu”. Jak nie teraz, to chwilę odpocznę i zrobię to potem i ogarnę, nie?
Magda: Tak, ogarniam w ten sposób często [śmiech]. A już wspomniałaś o jednym sygnale, że zaburzona relacja z ruchem to jest w takiej sytuacji, kiedy na przykład już w ogóle nie mamy chęci, żeby podejmować się tego ruchu, mimo, że to jest taka, że ruch to jest coś takiego naturalnego dla nas. A jakie są inne sygnały, że nasza relacja z ruchem ma kryzys albo jest toksyczna albo w jakiś sposób zaburzona?
Asia: To jest w ogóle temat rzeka [śmiech]. Na pewno właśnie ten brak ochoty w ogóle do ruchu, to to jest jakby relacja, która gdzieś tam nie istnieje niemalże, tak? Że jest zepsuta, czy też właśnie nie istnieje, ale to jest też taki problem z powrotem do ruchu, kiedy kiedyś byliśmy aktywni, no nie? Czyli jeśli nie mam ochoty właśnie wracać do tej aktywności, bo w jakiś sposób sprawiała mi ona ból albo robiła mi krzywdę. No i właśnie teraz możemy się przyjrzeć tej krzywdzie właśnie. I jakby dlaczego, o co chodzi? No, jeśli ta aktywność fizyczna jest w moich oczach taka reżimowa i taka, jest takim obowiązkiem, wręcz prowadzi do autoprzemocy, czyli do tego, że ja cisnę się, mimo że totalnie nie mam na to siły, nie mam ochoty, nie mam jakby żadnych zasobów, żeby ten ruch wykonać, a ja nadal się do niego zmuszam, to poniekąd robię sobie krzywdę. Czyli wtedy ta relacja nie będzie jakby w żaden sposób budująca, nie będzie nas karmić, tylko będzie z nas wysysać energię. Innym sygnałem może być chociażby to, że zostajemy wyłącznie przy takim liczbowym określaniu naszego ruchu, czyli jeśli ta relacja z ruchem nie jest najlepsza, to patrzymy na niego jak na sposób do spalania kalorii na przykład albo na sposób, żeby zasłużyć na jedzenie, na dobry posiłek, na nie wiem, deser czy na jakąś pizzę i tego typu rzeczy. Czyli takie produkty gdzieś tam postrzegane ogólnie jako mniej zdrowe, mniej odżywcze, niektórzy mówią „rekreacyjne”, no nie? Ale w momencie, kiedy ten ruch staje się sposobem na zrobienie tej przestrzeni w swojej głowie, żeby pozwolić sobie na jedzenie, które jest naturalną czynnością w naszym życiu, które jest naszym ludzkim przywilejem po prostu i który jest czymś naturalnym, to też tutaj coś jest nie tak. To znaczy, że ta relacja nie prowadzi nas znowu do takiej odżywczości dla naszego ciała, tylko znowu jest jakąś autoprzemocą, jest agresją wobec siebie. Myślę, że to są jakieś takie główne wyznaczniki. Można gdzieś z tym generalnie połączyć też to odchudzanie samo w sobie, tak? I nie chcę w tej chwili mówić, że odchudzanie to jest najgorsza rzecz na świecie, bo to jest bardzo skomplikowany temat. I mimo, że ja gdzieś tam pracuję w nurcie fagoinkluzywnym można powiedzieć, czyli nie obiecuję metamorfoz, przemian, nie odchudzam ludzi i jakby nie sprzedaję swojej usługi za pośrednictwem obietnicy zmiany sylwetki, tylko właśnie za pośrednictwem naprawienia tej relacji z ruchem i odżywczości tego ruchu, to gdzieś tam odchudzanie może przyjąć taką, w relacji z ruchem, taką rolę priorytetową, ale w takim kontekście, że zapominamy o całej gamie korzyści, którą nam regularna aktywność fizyczna daje, czyli tak jak wymieniłam wcześniej, nie? A propos tego właśnie stresu, tak jak Ty powiedziałaś o tym poczuciu skuteczności, co też jest zbadane bardzo dobrze psychologicznie, o tej długowieczności i w ogóle o wpływie na pracę mózgu, na mózg czy też o samej sprawności jako takiej fizycznej – gdzieś tam parametrach krwi, parametrach pracy serca i tak dalej. Jakby to wszystko jest naprawdę istotne i kluczowe. I po to ten ruch istnieje, a samo w sobie odchudzanie, szczególnie to takie komercyjne, ono ma za zadanie powodować, że my zapłacimy każdą cenę za to, żeby nasza sylwetka się zmieniła i wtedy też ten ruch przyjmuje funkcję właśnie takiego bata do tego, żeby się zmienić. Czyli ono nas odciąga od tego, żebyśmy zaakceptowali siebie takimi, jacy jesteśmy, tylko wpycha nas w czeluściach kompleksów, no nie? I w tym momencie przestajemy siebie doceniać, przestajemy być dla siebie po prostu dobrzy, tylko zaczynamy siebie ganić cały czas i karcić za to, że cały czas jesteśmy za mało, za mało, za rzadko, za lekko. I to gdzieś tam nakręca tą spiralę znowu właśnie przemocowości wobec samego siebie. Czyli jeśli patrzymy na ruch jako sposób na odchudzanie tylko i wyłącznie, to to też jest jakiś sygnał tego, że nasza relacja z ruchem nie jest najlepsza.
Magda: OK, a kiedy już na przykład ktoś z naszych drogich słuchaczy i słuchaczek słucha naszej rozmowy i stwierdza: „O kurde, są u mnie takie symptomy, co mogę w ogóle z tym zrobić? Od czego mogę zacząć, żeby naprawić tę moją relację z ruchem?”.
Asia: Od czego… To jest w ogóle, to jest tak trudne pytanie, że jak dostałam od Ciebie gdzieś tam zagadnienia z tymi pytaniami, to powiem szczerze, że nie umiem dać jednej złotej rady. Po pierwsze, jest to proces. Naprawianie relacji z aktywnością fizyczną wiąże się w moim odczuciu bezpośrednio z naprawianiem relacji ze sobą. Czyli jak sama dobrze wiesz, proces psychoterapeutyczny jest jednym z takich narzędzi, które pozwala nam właśnie być dla siebie dobrym, jednocześnie niekoniecznie zostając tu, gdzie jesteś po prostu, bo też nie o to chodzi. Każdy człowiek gdzieś tam lubi rozwój, lubi wzrastać, lubi osiągać pewne rzeczy, sukcesy. To się wiąże bezpośrednio z dopaminą, jakby takie poczucie tworzenia więzi, poczucie bycia dobrym dla siebie i dla innych, też oksytocyna. Jakby wszystkie te mechanizmy są powiązane bezpośrednio z naszą fizycznością, z tym, na co nie mamy wpływu, czyli jakby ta praca naszego organizmu, praca naszego mózgu, to jest coś ponad, na co my nie mamy wpływu jakby bezpośrednio jako ludzie. Nie możemy zdecydować, że tak będzie albo tak nie będzie. Psychoterapia jest na pewno dobrym kierunkiem, aczkolwiek wiem, że są osoby, które mogą nie być ku temu przychylne. W sensie, nie chcą tego robić, nie mają na to czy środków, czy nie są na to gotowe i to też jest OK. Więc co możemy zrobić sami – no to po pierwsze wyczyścić treści, jakimi się karmimy [śmiech]. Czyli jeśli karmimy się treściami, które wzbudzają w nas poczucie winy, które wzbudzają w nas takie poczucie gorszości, że nie ćwiczymy, nie ruszamy się, to źle, że jakby czujemy się cały czas tymi dziećmi z podstawówki, które były wybierane jako ostatnie, no to postarajmy się omijać te treści. I jakby one w życiu będą się zawsze pojawiały, nie da się zamknąć w swojej bańce po prostu dobroci i kolorów, po prostu i jednorożców, więc na pewno będziemy na takie treści wpadać, ale jeśli mamy wpływ na to, żeby ograniczyć to, co bezpośrednio nam wpada w naszym telefonie, na Instagramie, na TikToku, na Facebooku… Może na TikToku jest gorzej trochę to kontrolować, no bo tam jednak nie mamy tych profili, które obserwujemy, tylko wyskakują nam randomowe, ale na pewno możemy gdzieś tam blokować dane treści i potem podobne treści nam nie będą wyskakiwały. Więc to jest już na pewno dobry krok. I on się wiąże bezpośrednio z takim wglądem w siebie, tak? Bo zaczęłam od tego, że treści, które sprawiają, że my mamy poczucie winy, czyli musimy w ogóle… Musimy, dobrze by było w ogóle zajrzeć w siebie, no nie? Czyli jak ja się czuję? Jak ja się czuję z tym, co widzę, z tym co czytam? I dać sobie więcej łagodności po prostu. Nie wymagać od siebie tak dużo. I właśnie jakby kasowanie tych treści, odbioru tych treści, jest już fajnym krokiem. Co dalej możemy robić, żeby naprawiać ten ruch, naprawiać relacje z ruchem? No to zdejmować z niej takie… Z niej, z niego, z tego ruchu, taki obowiązek naprawienia nas, czyli nie chodzi o to, żeby ten ruch był w ogóle obowiązkiem, czyli nie chodzi o to, żeby on był jakimś kolejnym zadaniem od odhaczenia, tylko żeby poszukać gdzieś w tym ruchu takiej łagodności wobec siebie. Czyli OK, ja wiem, że jak rzuca się takie puste hasło „zaakceptuj siebie, zaakceptuj to jaki jesteś, to to nie jest takie proste”. Jakby generalnie praca nad samoakceptacją jest zajebiście bolesnym procesem, jest bardzo trudna, bo trzeba się przyjrzeć temu wszystkiemu, co gdzieś tam uważamy, że jest nie tak i gdzieś zacząć to obalać. Więc jeśli sami nie macie na to siły i nie chcecie tego robić, to można po prostu spojrzeć na ruch jako jakieś kolejne danie, które dajemy sobie w ciągu dnia. Czyli, że jest to jakaś kolejna porcja odżywczości dla naszego organizmu, czyli tak jak dobrze jest skontaktować się ze słońcem w ciągu dnia, o ile jest, bo… [śmiech]
Magda: Czasem go nie ma.
Asia: Teraz bywa różnie, dokładnie, ale generalnie jakby światło słoneczne jest dla nas odżywcze w pewien sposób, tak? Tak jak dobrze jest pić wodę, bo woda nas odżywia tak samo, jak dobrze jest jeść generalnie w ciągu dnia, najlepiej różnorodne produkty, fajnie odżywcze jedzenie jest jeść, ale generalnie czym bardziej zróżnicowana dieta, bardziej kolorowa i tak dalej – tym lepiej, to tak samo jakby aktywność fizyczna jest jednym z elementów odżywczych dla naszego organizmu, dla naszego ciała. Myślę, że z tym bezpośrednio też się łączy takie zainteresowanie się właśnie tym, co ruch dla nas robi, co nam robi, co nam daje. Czyli jeśli spróbujemy gdzieś tam pominąć ten element takiego reżimowego traktowania siebie, czyli jeśli zdejmiemy przede wszystkim tutaj te kwestie estetyczne z siebie, bo one naprawdę, uwierzcie mi, są bardzo takie wymagające od nas pracy ponad własne siły. Czyli gdzieś tam zawsze idzie za tym ta narracja, że powinniśmy dać z siebie więcej, bo możemy wyglądać lepiej, ale w momencie, kiedy spojrzymy na ruch pod kątem tych korzyści właśnie bardziej psychicznych czy takiego samopoczucia, samej witalności, która budzi się poprzez wysiłek, w ogóle to jest paradoksalne – bierzemy udział w treningu, jakby wypełniamy jakiś wysiłek fizyczny, a potem mamy więcej siły, więcej energii. No to jest po prostu piękne jak dla mnie. Oczywiście, w momencie, kiedy trening, który wykonamy, będzie zażynaniem siebie do upadłego, no to niekoniecznie on się może wiązać z tym, że będziemy mieli więcej energii, ale jeśli… No właśnie, ale jeśli spojrzymy na ruch jako taką odżywczą formę poruszenia po prostu swoim ciałem, to na pewno będzie nam z tym po prostu lepiej. Kolejna rzecz, która jest tutaj kluczowa, moim zdaniem, to są małe kroki, czyli jeśli chcemy, żeby nasza relacja z ruchem powodowała, że będzie nam przyjemniej się ruszać, ale że przyjemniej nam będzie zacząć w ogóle, bo mamy teraz problem, bo nie wiem, coś nami szasta i czasami ćwiczymy bardzo dużo a potem mamy 2 miesiące nic nie robienia, potem znowu ćwiczymy dużo, potem kwartał nie robimy nic, no to te małe kroki. Zdjęcie z siebie takiego wymagania, że każdy trening powinien być długi, intensywny i powinniśmy zrobić go na piątkę, bo nie, bo możemy zrobić trening na tróję, na „trzy z plusem” i to jest świetny trening, tak? Czyli bądźmy tacy średni w tym. Zróbmy trening, który będzie trwał albo ruch wykonajmy, który będzie trwał 15 minut albo 20 minut. Zróbmy ruch, który będzie taki umiarkowany, że jak go skończymy, to może nawet będziemy mieli trochę niedosyt, że „hm, może trochę za mało, może za lekko. No dobra, trudno”, no nie? I jakby zobacz, że to jest bezpośrednio w opozycji do wszystkich zasad odchudzania.
Magda: Zdecydowanie.
Asia: No, bo odchudzanie wiąże się z tym, że trening powinien trwać odpowiednią długość, bo to mityczne spalanie tkanki tłuszczowej, które odbywa się po jakimś czasie. Kolejna rzecz, że trening powinien spalić jak najwięcej kalorii samych w sobie, co jakby za tym idzie, że powinien być jak najdłuższy, jak najbardziej intensywny, ale jeśli z tego zrezygnujemy, z tych zasad i zwrócimy się bardziej do tego wczucia się w siebie, czyli tego, że wykonam ruch, na jaki gdzieś tam mam ochotę, który gdzieś tam sprawia mi jakąś frajdę czy po prostu daje mi jakąś ulgę po długim siedzeniu, to to na pewno jest dobry krok. Tak, no czyli małe kroki. [śmiech] Małe kroki, to jest na pewno dobre.
Magda: To jest bardzo ważne, co powiedziałaś o tym, żeby chociaż trochę dać sobie czasu na aktywność, bo pamiętam, że długo miałam takie przekonanie, że nawet nie ma sensu zrobić jakichś krótkich ćwiczeń czy, nawet nie wiem, pójść na króciutki spacer, bo przecież to się nie liczy jako ruch, jako aktywność fizyczna. Dopiero się liczy, jak jest 30 minut, jak jest spalone 300 kalorii i pot spływa ze mnie tak, że po prostu się ślizgam po podłodze cała.
Asia: No właśnie, ale zobacz, to jest… Łączy się tak bezpośrednio z tym, że co za tym idzie – to się nie opłaca, tak? Czyli ta kalkulacja znowu, czyli znowu chcemy kalkulować. A druga rzecz, że to się nie liczy w sensie takim, że jakby ten trening powinien być zrobiony na 115%, no nie? Czyli właśnie, ten trening, tak jak powiedziałaś przed chwilą, to jest trening na piątkę albo trening na szóstkę, no nie? Czyli to zasługiwanie na to, że zrobiłaś dobrą robotę. A naprawdę, można zrobić ruch na „trzy z plusem” i to będzie bardzo dobry ruch. Czyli takie pogodzenie się z tym, że bycie średnim jest super, że w momencie, kiedy dążymy do bycia najlepszym na świecie, to jesteśmy z góry skazani na porażkę. W sensie, nie da się zrobić najlepszego treningu na świecie, najlepszego od wszystkich ludzi na świecie. To jest po prostu niewykonalne. I to samo względem siebie – zawsze jesteśmy w innym stanie, jesteśmy w innym momencie naszego życia, inaczej się czujemy. I wymaganie od siebie, żebyśmy zawsze byli w szczycie swojej formy, jest wymaganiem też z góry skazanym na porażkę, bo jest po prostu nieprawdą. To jest niemożliwe, po prostu. I często dni, kiedy mamy szczyt swojej formy, to są dni, kiedy jesteśmy zaskoczeni, że tak się czujemy. Nie da się tego zaplanować. Jasne, możemy gdzieś tam żyć w taki sposób jak najbardziej pro energetyczny, czyli wysypiać się, nawadniać, jeść regularnie, nie przejadać się na noc, pracować odpowiednią ilość, adekwatnie do czasu wolnego, nie spędzać za dużo czasu przed monitorem i tak dalej, oczywiście, ale to nadal nie gwarantuje nam, że następnego dnia będziemy się czuli zajebiście.
Magda: Dokładnie, więc warto odpalić wobec siebie taką wrażliwość, że po prostu tak jak mówisz, że życie nie jest takie proste, że jak spełnimy jeden, dwa, trzy, cztery, pięć, sześć warunków z listy, to 100% będzie tak. Może w warunkach laboratoryjnych by tak się zadziało, ale nie żyjemy w warunkach laboratoryjnych i warto ze względu na to mieć taką wrażliwość wobec siebie. Powiedziałaś już o kilkunastominutowej aktywności, żeby zacząć sobie od takiego poziomu łagodnego, żeby się nie zażynać. A jeśli chcielibyśmy na przykład wejść level wyżej i znaleźć sobie jakąś aktywność fizyczną, jakiś sport dla siebie, to czy możesz nam polecić jakieś kroki, żeby znaleźć dla siebie tę odpowiednią aktywność fizyczną, która będzie dla nas fajnym posiłkiem i dla nas będzie fajnym sposobem na odżywienie siebie na ten ruch i będzie dla nas frajdą? Oczywiście mam świadomość, że nie ma jednej złotej rady, ale może jakieś takie… Chodzi mi bardziej o takie kroki, które można podjąć, żeby w ogóle pchnąć ten proces do przodu.
Asia: Po pierwsze, trzeba wykonać pierwszy krok. I jeśli nie zrobimy pierwszego kroku, no to trudno mówić o kolejnych krokach, nie? To tak jak z biznesem. No, jak nie zrobisz konta na Instagramie, no to nie będziesz influencerem. No jakby nie ma takiej opcji [śmiech]. W każdym razie, jak już zrobimy ten pierwszy krok, czyli zainteresujemy się tym, żeby podjąć się jakiejś aktywności fizycznej, to teraz warto zadać sobie pytanie – co lubię? I nawet nie do końca mam na myśli pytanie: co lubię ćwiczyć? Tylko co lubię w kontekście takich warunków, co jest dla mnie komfortowe i przyjemne. Czy na przykład lubię ćwiczyć na zewnątrz, czy wolę ćwiczyć w pomieszczeniu. Czy lubię i potrzebuję zmienić pomieszczenie z tego, w którym pracuję, jeśli na przykład jest to dom, czy chcę ćwiczyć w domu, czy chcę wyjść, właśnie potrzebuję wyjść z domu. Jeśli chcę wyjść, no to właśnie czy na to powietrze, czy może raczej na siłownię, czy może potrzebuję tego klimatu, tej atmosfery takiej wspólnotowości po prostu w ruchu gdzieś tam. No i teraz, jeśli idę do jakiegoś miejsca zorganizowanego pod ruch, czy jest to klub fitness, czy siłownia, czy jakkolwiek byśmy to nazwali, no to czy chcę ćwiczyć samodzielnie w swoich słuchawkach i słuchać sobie podcastu czy piosenki, czy wolę ćwiczyć w grupie, czy chcę z ludźmi innymi ćwiczyć, czy to mi sprawia przyjemność, czy właśnie odpala wszystkie te schematy z przeszłości, że jestem w grupie i jestem na pewno najgorsza, no nie? Więc żeby ten pierwszy krok nas gdzieś tam nie zraził. Więc tutaj wybieram. No dobra, no to jeśli chcę ćwiczyć w grupie, no to tutaj już mam instruktora na pewno jakiegoś, a jeśli nie chcę ćwiczyć w grupie, to czy chcę, żeby mi jakiś instruktor, trener w tym pomógł. Oczywiście, tutaj patrzymy na swoje zasoby. No to jeśli to jest trener personalny, to jest dość droga usługa, no to czy stać mnie na podjęcie się takiej stałej współpracy, a może pójdę na 1-2 lekcje, bo to też jest możliwe. Trener musi być na to otwarty oczywiście, bo zdarzają się tacy sprzedawcy, co to nie wypuszczą nas bez pakietu za 1000-2000, ale nie każdy taki jest. Niektórzy mają też w swojej ofercie po prostu plan na przykład jakiś tam czy konsultacje i spoko, więc po prostu warto szukać, no nie? Więc tutaj, czy właśnie chcemy takiego trenera. A jeśli miałby to być sport jakiś w plenerze, no to może byłby taki instruktor, trener od takiego sportu, tak? Bo gdzieś tam z tym trenerem personalnym, gdzieś tam się łączy to powiązanie z siłownią, ale jeśli w plenerze, no to może jeśli byłoby to nie wiem, bieganie albo nordic walking albo może właśnie tenis tak jak Ty trenujesz, no nie? To też może fajnie jest się kimś gdzieś tam wesprzeć, żeby nam pomógł. I tutaj jakby o tyle ja zawsze stawiam nacisk na to wsparcie drugiego człowieka, bo my naprawdę, ludzie jako istoty społeczne, dobrze się czujemy, kiedy ktoś nas wspiera w jakiejś zmianie, w czymś, co jest dla nas gdzieś tam ważne na nowo, no nie? Kiedy czegoś się uczymy, bo nie chcemy czuć się jak głupki. I właśnie od tego jest ten trener, instruktor, który nie jest tym WF-istą [śmiech], tylko to jest osoba, która ma za zadanie sprawić, że my się będziemy czuli dobrze, no chyba, że tak nie sprawia, to uciekajmy, nie? Ale generalnie tak jest. Ale jeśli nie chcę w ogóle ani trenera, ani instruktora, nikt taki, to może mnie w tym wesprzeć ktoś dla mnie bliski. Może będzie to mój partner albo partnerka albo przyjaciółka, przyjaciel, sąsiadka, współlokator. Może mogę coś z kimś zrobić. Jeśli chcę być totalnie sam, sama, bo się bardzo wstydzę, bo nie lubię, no to są takie opcje. Możemy ćwiczyć sobie z YouTubem, możemy ćwiczyć z jakimiś platformami treningowymi. Oczywiście, wtedy nie mamy osoby, która gdzieś tam nas skoryguje, chyba że ćwiczycie na Zoomie na przykład, bo tak też da się, że jest trener po drugiej stronie w Zoomie. Ja chociażby prowadzę takie zajęcia, no to wtedy jakby też nie ma tego poczucia, że ktoś koło mnie stoi i robi coś lepiej, no bo to jest po prostu video i każdy patrzy się na siebie. Więc to są jakieś takie fajne pierwsze kroki do wykminienia takiej struktury i schematy, jak by to mogło wyglądać. Jeśli na wszystkie te pytania odpowiadacie sobie teraz w duchu: „nie wiem, nie wiem, nie wiem, nie mam pojęcia, nie mam pomysłu i nie wiem”, no to po prostu trzeba czegoś spróbować. Zaryzykować, podjąć się takiej ekspozycji na to, czego się boimy, tak? To się mówi w terapii – ekspozycja na jakiś lęk, na tą sytuację, która wprawia nas w dyskomfort, bo tylko wtedy gdzieś tam jesteśmy w stanie się z nim, jakby gdzieś tam go pokonać, gdzieś się pozbyć tych, pozbyć się wspomnień – nie, ale jakby wyzbyć się takich uprzedzeń, które zbudowała w nas przeszłość, bo pamiętajmy, że nie jesteśmy już dziećmi w podstawówce. W sensie, warto jest uświadomić sobie, że jesteśmy dorosłymi, bo zakładam, że słuchają nas osoby w takim wieku studenckim lub starszym, że możemy, tak jak w psychoterapii się o tym mówi, spojrzeć na sytuację z pozycji dorosłego. Czyli raz, że jakby mam wpływ na to, co robię, w kontekście takim, że jak pójdę do jakiegoś trenera, instruktora i będzie beznadziejnie, to mogę po prostu wyjść albo mogę nigdy tam nie wrócić. To nie jest lekcja WF-u, na którą muszę wracać ze spuszczoną głową, to po pierwsze. Po drugie, jesteśmy odpowiedzialni sami za siebie w tym momencie, tak? To też jest tak, że na te lekcje WF-u ktoś nas wypychał, bo ktoś był za nas odpowiedzialny i robił to gdzieś tam w dobrej wierze, no nie? Żebyśmy byli sprawni, zdrowi i tak dalej. A w tym momencie, patrząc z pozycji dorosłego, to my odpowiadamy za to, jak funkcjonujemy. Czyli jak jesteśmy gdzieś tam zdrowi, sprawni, jak dbamy o tą swoją sprawczość fizyczną chociażby. Więc w momencie, kiedy podejmiemy się takiej, dobra, odpowiedzialnej pozycji „robię to, zrobię coś”, to warto pozbyć się takiego myślenia o tym, że jesteśmy znowu w podstawówce, bo nie jesteśmy. Jesteśmy naprawdę dorosłymi ludźmi, którzy możemy sami o sobie decydować i wybierać sobie rzeczy, które są dla nas fajne i co ważne, o czym Ty zawsze mówisz, czy też często, rezygnować. Nie ma nic złego ze zrezygnowania, nawet jeśli zajmę się jakąś aktywnością fizyczną i po iluś tam spotkaniach, po iluś treningach, po 5, po 10, stwierdzę „nie, kurde, jednak mi się nie podoba, jest beznadziejnie. Dałam sobie szansę, ale jest beznadziejnie”. I właśnie o to chodzi, żeby dać sobie tą szansę, no nie? Jeśli z kolei czuję, że coś mi się bardzo podoba, ale totalnie nie mam do tego smykałki, no jestem w tym do kitu, ale podoba mi się to, sprawia mi frajdę, sprawia mi radość, no to może jakby warto tutaj pomyśleć właśnie o tym wsparciu, o tym, żeby gdzieś tam pomóc sobie poprzez współpracę z jakąś osobą, która nas nauczy metodycznie danego ruchu, bo wtedy już startujemy z takiej pozycji, że to jest tak jak z nauką jazdy, no nie? Jak idziemy na naukę jazdy, chcemy dostać prawo jazdy, to wsiadamy do samochodu i nie wiemy nawet, który pedał to jest gaz, a który jest sprzęgło. I takie podejście powinna gdzieś mieć też osoba, która nas uczy, instruktor, trener, że my nie wiemy nic. I to jest o tyle fajne, że gdzieś tam, może to dziwnie zabrzmi, ale od początku jesteśmy traktowani jak głupki, no nie? W sensie, że głupki w danej dziedzinie. I że to jest OK w tym kontekście, że nie wiemy nic, czyli trzeba nam wszystko po kolei wytłumaczyć, co powoduje, że unikamy tego strachu, tego lęku, że wyjdziemy na głupków, bo jakby już z góry gdzieś tam trener zakłada, że my nie wiemy nic. Więc jakby OK, fair play, no nie? I taka osoba, kiedy nas uczy metodycznie, krok po kroku, to jesteśmy, mamy większe prawdopodobieństwo tego, że nauczymy się czegoś poprawnie, czyli będziemy robić te postępy w swoim tempie, powoli, ale będą one cały czas szły do przodu, nie? Więc myślę, że to jest na pewno dobra droga, jeśli odpowiedziałam na Twoje pytanie w ogóle.
Magda: Tak, zdecydowanie. Tutaj już nawet zahaczyłaś o inne pytania, które chciałam zadać, więc już checked [śmiech].
Asia: OK. [śmiech]
Magda: Ja jeszcze mogę powiedzieć właśnie z perspektywy takiej osoby wybieranej na samym końcu i takiej, która potrafiła nawet bardzo brzydko powiedzieć o sobie, że mam… Albo dobra, nie będę tego mówić, żeby nie mówić przemocowo, bo my tu nie chcemy mówić przemocowo o ruchu. W każdym razie, z bardzo kiepską koordynacją byłam i podjęłam się tego tenisa i rzeczywiście, warto sobie dawać szansę, żeby nie podchodzić do aktywności z podejściem, że albo mam do tego talent, albo nie, tylko rzeczywiście próbować, próbować, próbować i ćwiczyć tę technikę ze względu na to, że to daje efekty dopiero po pewnym czasie, że właśnie potrzebna jest ta regularność, tak jak Asia mówiła. Jeszcze ze swojej strony chcę powiedzieć też, co mówię przy szukaniu pomysłu na siebie, że nawet jeśli się nie spodoba, to po pierwsze, super, że spróbowaliśmy, tak jak też Asia mówiła, a z drugiej strony też można wyciągnąć wnioski – co nam się w tej aktywności fizycznej podobało, co nam się nie podobało i absolutnie nie warto patrzeć na to, jak zmarnowane pieniądze, zmarnowany czas, bo dzięki temu, że podjęliśmy tę próbę, to nauczyliśmy się czegoś o sobie. A jakakolwiek, jakiekolwiek zwiększenie świadomości na swój temat, to już jest wow, to jest mega informacja i mega wiedza dla nas na przyszłość, która później może obfitować, jeśli będziemy wyciągać wnioski.
Asia: Tak, zdecydowanie się zgadzam. Ja bym dodała do tego wszystkiego odwagi, w sensie odwagi. Jak mówi Brene Brown, żeby jakby mieć, żeby wykazać się odwagą, trzeba mieć w sobie gotowość na porażkę, no nie? Trzeba mieć w sobie tą gotowość, tą vulnerability, to jest po angielsku. Jakby trudno jest to przetłumaczyć na język polski – gdzieś tam mówią „wrażliwość”, ale generalnie chodzi o to, że jeśli jesteśmy gotowi na to, że poczujemy się w czymś źle albo poczujemy się jacyś tacy, nie wiem, będzie nam niewygodnie albo będzie nam gdzieś przykro, bo może sobie nie poradziliśmy z czymś albo rzeczywiście znowu byliśmy gdzieś tam najgorsi w jakiejś grupie i jest nam z tym źle, no to wymagało od nas odwagi, żeby w ogóle tam pójść, ale z każdym kolejnym krokiem, chcąc czerpać gdzieś tam z tego życia, o czym Wy mówicie ze swoim mężem fantastycznie, no to potrzebujemy trochę tej odwagi, no nie? Potrzebujemy zaryzykować, zrobić ten krok po prostu.
Magda: Też masz doświadczenie w aktywizacji ludzi, żeby więcej się rzeczywiście ruszali. I w jaki sposób możemy pielęgnować w sobie tę odwagę, żeby się nie załamywać i nie oglądać się na grupę, czy akurat nam najgorzej poszło, chociaż z doświadczeń w pracy grupowej zauważyłam, że po zajęciach, kiedy wszyscy już byli w szatni, to tylko mówili i myśleli o sobie, że co oni zrobili dobrze, co zrobili źle, nad czym muszą popracować i ewentualnie zauważali raczej te osoby, które na przykład nie wiem, jakoś mega sobie radziły, że zrobiły na przykład gigantyczne postępy.
Asia: To jest w ogóle bardzo trudne, bo myślę, że tutaj zahaczamy znowu o te wspomnienia z dawnych czasów, tak? Czyli wspomnienia z czasów, kiedy po prostu byliśmy oceniani i to buduje w nas te schematy, czyli to, że byliśmy czy na lekcji WF-u oceniani przez nauczyciela, no to byliśmy też oceniani przez gdzieś tam rówieśników, bo po prostu dzieci są bezwzględne i nie mają w sobie takiej kultury krytyki, że tak powiem [śmiech], tylko po prostu jadą na całego. I to buduje w nas bardzo złe wspomnienia, czasem nawet może i traumy i trudno mi powiedzieć teraz „nie myśl o tym” [śmiech].
Magda: Nie, nad tym się właśnie trzeba popracować, niestety.
Asia: Dokładnie. Temu trzeba się przyjrzeć i raczej zaopiekować się tym dzieciakiem, którym wtedy ktoś się najwyraźniej nie zaopiekował, skoro to z nami zostało do dzisiaj i rezonuje w nas do dzisiaj, no nie? Więc przytulić wewnętrzne dziecko, jak to ładnie mówią właśnie psychoterapeuci, ale tak, w momencie, kiedy obawiamy się tego, że po prostu będzie nam źle szło, no to obawiajmy się. W sensie nie możemy, nie znajdziemy sposobu, żeby się nie bać. To jest naturalne, po prostu. Jakby naturalne dla nas wchodzenie w jakąś sytuację dyskomfortową, niekomfortową jest to, że będziemy się bać. I uwierzcie mi, że każdy się boi. Nawet najlepiej wysportowana osoba, jak idzie w jakieś nowe miejsce czy podejmuje się nowego ruchu, zajebiście się boi i mówię tu na swoim przykładzie. Czyli ja nie byłam zawsze super wysportowana, bo u mnie ta zajawka do ruchu zaczęła się później, dopiero w liceum, jak wyprowadziłam się do Warszawy… Nie wyprowadziłam jeszcze, ale już poszłam do szkoły do dużego miasta i w końcu poszłam na ruch, który mnie fascynował, który mi się podobał. To był taniec. Po wielu latach stwierdziłam, że dobra, a może pójdę na AWF? W ogóle nie wiem, skąd mi to przyszło do głowy, no ale w końcu przyszło. To nie tak, że byłam zawsze właśnie zakochana w sporcie, ale jakoś tak poszło. W każdym razie zaczęłam gdzieś tam dopiero w dorosłym życiu nabierać jakiejś takiej większej sprawności fizycznej, aż na studiach, pod koniec studiów, jak już zaczęłam pracę jako trenerka personalna, w zasadzie to po studiach, zyskałam bardzo dużą sprawność fizyczną, bo wkręciłam się w trenowanie z kettlami, z odważnikami kulowymi. I po jakimś czasie stwierdziłam, że chcę spróbować czegoś nowego. I jak szłam na jakiekolwiek zajęcia, czy to były zajęcia z movementu, czy to była właśnie ścianka wspinaczkowa, którą trenuję do dzisiaj, to za każdym razem bardzo się bałam początku. Bardzo się bałam, że zrobię z siebie głupka, że nie dam rady, że będę najgorsza, ale jakby właśnie rzecz polega na tym, żeby w tym uczuciu mimo wszystko podjąć się tego wyzwania, bo to jest po prostu jakieś wyzwanie, coś nas gdzieś tam zainteresowało, no to idziemy po to. Jakby skądś ten pomysł nam przyszedł do głowy, po prostu spróbujmy, no nie? I to jest jakby taka rada na początek. A jak jeszcze zrobić, żeby jak najbardziej ograniczyć to poczucie porażki czy ograniczyć to poczucie wstydu? No to przede wszystkim iść na jakieś zajęcia czy na trening do grupy czy też trenera osoby, która jest z polecenia. Czyli jeśli ktoś sprawdził dane zajęcia, dane studio, danego trenera, instruktora i tak dalej i mówi, że ta osoba jest ekstra, jest super i jest nie wiem, łagodna, jest nieoceniająca, jest wspierająca, no to to już niweluje to poczucie, że będziemy się czuli po prostu jak kupa, no nie? Na tych zajęciach. Tak, że to jest taka najprostsza rzecz. Jeszcze jeden sposób no to jest właśnie zabranie, taki dodatkowy, zabranie kogoś, kto nam dobrze życzy. Zabranie swojego partnera, partnerki, kumpla ze sobą po prostu na takie zajęcia czy… Bo tutaj mówimy głównie o grupie, że przy grupie się gdzieś tam wygłupimy, no i wtedy ta osoba gdzieś tam będzie naszym takim… Taką kotwicą, że jak będziemy się gorzej czuć i ufamy tej osobie, no to możemy zawsze do niej podejść „ale jestem beznadziejna” albo „ale mi kiepsko idzie”. I nawet jak taka osoba nam powie parę miłych słów „daj spokój, super, idzie Ci bardzo dobrze, wszystkim nam idzie tak samo, tak naprawdę jest tylko jedna osoba, która świetnie sobie radzi, powiedzmy X osoba”, no to też się poczujemy tacy „no dobra, w sumie może przesadzam”, no nie? Też łatwiej nam będzie nie nakręcać się w tych myślach „jestem do kitu, jestem do kitu” i w ogóle, powstrzymać zbieranie się łez po prostu tam w oczach, że zaraz wyjdziemy stąd, bo się czujemy kiepsko, no to po prostu wsparcie drugiej osoby, nie?
Magda: Dla mnie też takim fajnym ćwiczeniem było zadawanie sobie pytania: dlaczego? Czy na przykład czuję się, że te zajęcia są do kitu, bo na przykład oczekuję od siebie, że od razu będę sobie mega radzić i zrobię, kurde, po 5 minutach salto, mimo, że wcześniej tego nie robiłam, czy po prostu takie pytanie siebie „dlaczego, dlaczego?” i pogłębianie. I najlepiej to zrobić w formie pisemnej, żeby to sobie spisać, żeby się przyjrzeć temu, czy rzeczywiście na przykład jakieś zajęcia nam się nie podobają, czy na przykład nie podoba nam się atmosfera, czy nie podoba nam się, w jaki sposób dana osoba prowadzi trening, czy to są na przykład jakieś echa tych głosów, osób, które oczekiwały od nas, że pierwszy raz widzimy, jak się robi przewrót w przód albo w tył i na tych samych zajęciach będziemy robić to na ocenę.
Asia: Tak, totalnie się z Tobą zgadzam, aczkolwiek w ogóle temat oczekiwań, wygórowanych oczekiwań wobec siebie, to jest też temat rzeka. I też to, że jakby w tym świecie, w którym dzisiaj żyjemy, jest taka potrzeba szybkich rezultatów, no nie? Klikam i mam, od razu się pojawia. To samo z wynikami czy właśnie z umiejętnościami. Przychodzę na zajęcia i płacę, to od razu chcę je mieć. I też trudno się nam dziwić. Po prostu jakby w takim świecie żyjemy, gdzie ten wyścig się gdzieś tam pojawia i to ściąganie z siebie oczekiwań jest bardzo ważne, bardzo ważne. Myślę też, że tutaj też kluczową taką rzeczą, to jest czysto organizacyjną, jest dobranie grupy, jeśli idziemy do grupy, adekwatnie do swojego poziomu, bo też może być tak, że będziemy gdzieś powiedzmy najgorsi, bo będziemy w zbyt dobrej grupie po prostu. I po prostu faktycznie będziemy najsłabiej sobie radzić i będzie to na nas źle wpływało psychicznie, więc zawsze warto jakby zrobić taki research, na jakim poziomie dana grupa ćwiczy, bo czasem jest na przykład informacja, że jest to grupa od podstaw, a tak naprawdę wszyscy już chodzą od roku i wszyscy już to potrafią, a Ty jesteś pierwszy raz i czujesz się beznadziejnie.
Magda: Wtedy trudno nie poczuć się beznadziejnie.
Asia: Oczywiście.
Magda: A teraz bym chciała pogadać z Tobą o czerwonych flagach, bo wspominasz o tym, że warto sobie znaleźć taką osobę, która będzie naszym przewodnikiem w ruchu, tylko że niestety, nie zawsze możemy mieć okazję do tego, żeby sprawdzić kogoś, żeby mieć wcześniej jakieś polecenia od tej osoby. Więc jeśli zaczynamy jakieś zajęcia z trenerem i nie wiemy w ogóle, na czym to może polegać, jak powinna się zachowywać ta osoba, czego możemy od niej oczekiwać, to na jakie rzeczy warto zwrócić uwagę, kiedy idziemy na takie zajęcia? Na co może sobie pozwolić trener?
Asia: Niezależnie od tego, czy są to zajęcia grupowe, czy jest to trening personalny, to pierwszą, podstawową i najważniejszą moim zdaniem rzeczą jest, czy my trenera obchodzimy, czy on jest nami zainteresowany. Po pierwsze, jeśli są to zajęcia grupowe, czy w ogóle zainteresował się, jak mamy na imię. Ja osobiście mam takie doświadczenie ostatnio, na jednych zajęciach, było tak, że nie było mojego trenera od wspinaczki, nagła bardzo sytuacja, przyszedł jakiś gościu na zastępstwo. Przyszedł i od razu powiedział, co mamy robić, w ogóle jakiś taki był, miał nas w nosie. Nawet nie wiedział, jak mamy na imię, co spowodowało, że już wykazało na początku brak jego zainteresowania nami, tylko przyszedł odklepać tą godzinę, bo był na zastępstwie i jak popełnialiśmy jakieś błędy, nawet nas nie poprawiał, nie pomagał, nie wspierał, bo nawet nie wiedział, jak się do mnie zwrócić, więc jakby skąd, no nie? [śmiech] Oczywiście, jeśli są to jakieś nie wiem, zajęcia fitness w klubie sieciowym i jest 30 osób, no to nie oczekujmy, że instruktor nas zapyta o imię, no nie? To też się tak nie zdarza, ale jeśli są to zajęcia w małej grupie, jest to jakiś sport specyficzny, a nie właśnie fitness na stepach czy tam zdrowy kręgosłup, no to wtedy, czy trener w ogóle nas, instruktor zapytał o imię i czy z nami rozmawia w ogóle, czy zwraca na nas uwagę, czy pyta nas, no nie? Jeśli jest to trening personalny, no to czy zrobił z nami wywiad, czy jego interesujemy my, czy interesuje go jacy my jesteśmy, co lubimy, czego potrzebujemy, jaki jest nasz cel, jakie mamy doświadczenie, jakie mamy kontuzje ewentualnie czy mieliśmy, jakieś operacje, urazy i tak dalej, no nie? Jaki jest w ogóle nasz styl życia i jakie mamy oczekiwania względem tego, bo tutaj już taki trener może sprowadzić taką osobę, powiedzmy, na ziemię, jeśli ona opowiada o swoim stylu życia, o swoich kontuzjach, urazach i doświadczeniu i mówi, że chciałaby za dwa miesiące podciągać się na drążku powiedzmy, no nie? No tak z chmury biorę ten pomysł, no ale powiedzmy, że może jest taka osoba, no to jeśli taki trener zrobi ten wywiad, to może też zapobiec temu wewnętrznemu zawodowi, no nie? Że te oczekiwania się nie spełniły, no bo ten trener uświadomi, że „hej, spokojnie, to wymaga przy Twojej sprawności prawdopodobnie około roku, żeby się nauczyć, więc albo to robimy albo rezygnujemy i może coś innego”, no nie? Czyli takie ogólne zainteresowanie nami, po pierwsze. Jeśli są to zajęcia grupowe i powiedzmy, że jest to taka duża grupa, że tak jak powiedziałam, powiedzmy sieciowa siłka i jakby nie ma opcji, żeby nas instruktor zapytał o imię, bo codziennie jest jakby przemiał tych ludzi i to byłoby bez sensu dla niego, no to zwróćmy uwagę na to, jakich używa sformułowań, jak do nas mówi, czy jest właśnie taki agresywny, przemocowy, czy nas motywuje na nie, czy motywuje nas na tak.
Magda: A jaka jest różnica?
Asia: Czyli, że motywuje nas na przykład na to, żebyśmy nie byli jacyś, jacyś jeszcze albo jacyś już, żebyśmy się nie wstydzili wyjść w bikini na plażę, no nie? Żebyś nie miała, nie wiem, latających pośladków, no nie? Czy coś tam, ale też czy nas motywuje na tak, pod kątem tego, żebyśmy mieli jakieś fajne efekty, no nie? Żebyśmy się czuli lepiej albo żebyśmy byli silni i tak dalej. No, właśnie innym aspektem jest w ogóle motywowanie na sylwetkę czy na jakieś osiągnięcia poza estetyczne, no nie? I tutaj gdzieś tam takim na pewno dobrym krokiem, jeśli mamy problemy z relacją z aktywnością fizyczną, z ruchem, jeśli mamy problemy z relacją ze sobą, z ciałem, może, to raczej bym też odradzała zajęcia fitness, w sensie w sieciowych klubach, bo zwykle one jednak mają ten marketing na estetykę, zwykle mają marketing na wygląd, zwykle są to zajęcia właśnie spalające, ujędrniające i tak dalej. A jeśli wybierzemy bardziej taki sport specyficzny, czyli pójdziemy na zajęcia, no mi najszybciej przychodzi do głowy ta ścianka wspinaczkowa, na którą ja chodzę, ale też zajęcia właśnie typu tenis, jakiś sport, który jest podany na tacy w takiej formie rekreacyjnej, no nie? No to wtedy mamy większe szanse, że trener, instruktor będzie zwracał uwagę na umiejętności, a nie na wygląd. Bo ten fitness, ta kultura fitnessu, gdzieś tam z reguły zakłada modelowanie sylwetki, a kultura sportu i ruchu zakłada nabywanie umiejętności, więc na pewno tutaj jest też fajne rozróżnienie i jakaś podpowiedź przy wyborze, ale na pewno jeśli chodzi o taki już trening personalny czy takie czerwone flagi u osoby, do której idziemy, której już mamy na przykład zapłacić dużo kasy, no to skąd mamy wiedzieć, że nam nie zrobi krzywdy? No to oprócz tego zainteresowania nami, no to, co się bezpośrednio łączy, ale kwestia ustalania jakiegoś celu i kwestia ustalania potrzeb i tego, czy trener nam nie wpycha swoich celów. W sensie, czy nam nie wmawia, że czegoś potrzebujemy i uwierzcie mi, jeśli nie macie doświadczenia z tym i jesteście zaskoczeni w ogóle, to powiem Wam, że znam przynajmniej kilka osób, które poszło do trenera personalnego z potrzebą wzmocnienia na przykład ciała, zwiększenia mobilności, bo nie wiem, bo mają bóle chociażby kręgosłupa od siedzenia długo przy kompie i tak dalej, a trener im wmawiał, że „dobra, to jeszcze stań na wagę, która zważy, ile masz tkanki tłuszczowej i potem Ci powiem, ile możesz schudnąć”, no nie? Albo „no, to może wypadałoby jeszcze schudnąć ileś tam”. Jest tak „no, ale, no to zaraz, to o co chodzi”, no nie? [śmiech] To jakby ja mówię, po co tu przyszłam, czy Ty mi mówisz, po co przyszłam? Bo to jest dalej, to się łączy gdzieś tam ze sprzedażą. Ze sprzedażą tej obietnicy, że teraz Twoje życie się zmieni i będzie pełna metamorfoza. No, więc na pewno to to. Czy mogę coś takiego na początek bardziej powiedzieć? No, że to jak się czujemy przy tej osobie, to jest to. Czyli jakby weźmy pod uwagę to, że jeśli podejmujemy się współpracy z trenerem, czy to w małej grupie, czy personalnie, to to jest troszkę jak, jakby ja bym to tak przyrównała, taką relację z takim trenerem trochę do relacji terapeutycznej, bo poniekąd wystawiamy się ze swoimi największymi kompleksami, mówimy co byśmy chcieli zmienić, co jest w nas nie tak, co nam przeszkadza i taka osoba, która ma nas wesprzeć, powinna budzić w nas zaufanie, powinniśmy czuć się przy niej dobrze, nawet jeśli na pierwszym spotkaniu czy tak dalej, nie powiemy jej o tym wszystkim, co nas gdzieś tam gryzie, boli, to to i tak wyjdzie, bo ostatecznie idziemy gdzieś tam z jakąś potrzebą poczucia się lepiej. To znaczy, że poprawienia swojego stanu, nie? Więc taki trener, taka osoba powinna być wrażliwa po prostu na nas i powinna być raczej słuchająca niż, co istotne, opowiadająca o sobie, bo to też się zdarza [śmiech]. Czyli jeśli taki trener opowiada cały czas w kółko o sobie, mówi „a ja, a ja, a ja”, czy siedzi w telefonie, no to… A Ty masz jakieś takie doświadczenia?
Magda: Mam doświadczenia trenerów skupiających się na sobie i takich, przy których nie czułam się dobrze. Natomiast na początku miałam mega szczęście, bo bardzo dobrze trafiłam na trenera, który bardzo zwracał uwagę na to, żebym technicznie poprawnie wykonywała jakieś ćwiczenia i jeszcze w razie czego dawał znać jakby mnie coś bolało. On też miał wykształcenie jako fizjoterapeuta, więc też jak na przykład za bardzo mi się mięśnie spięły w okolicy karku, to też potrafił mnie ścisnąć i tam rozluźnić. I też to, co doceniam po latach, bo wcześniej o tym nie wiedziałam, że bardzo ważna jest też zgoda na dotyk, że zapytał w ogóle, czy może mnie dotknąć, żeby poprawić jakieś ćwiczenie, bo na przykład ja nie miałam żadnych traumatycznych doświadczeń związanych z jakimś dotykiem i to było dla mnie oczywiste, że trener jakoś musi poprawić tą technikę, jeśli coś jest nie tak, bo obserwowałam, że trenerzy chodzą na około ludzi i na przykład coś dotknął ich pleców czy ramiona, ale nie każdy może się z tym czuć komfortowo.
Asia: Tak, tak, to też o tym właśnie mówię. Jakiś czas temu poruszyłam ten temat u siebie na Instagramie, że jakby żaden trener, żaden instruktor nie ma prawa nas dotknąć, jeśli mu na to nie pozwolimy, jeśli nas o to nie zapyta. Oczywiście, ja na przykład mam gdzieś tam taką umowę ze swoimi klientami, zawsze na początku im mówię o tym, że czasem będę potrzebować ich jakoś gdzieś tam dotknąć, czy wyraża na to zgodę, czy to jest OK, tak na zaś, bo czasem trzeba szybko kogoś poprawić w jakimś ruchu i jakby pytanie i czekanie na odpowiedź, ale jakby celem trenera powinno być ograniczanie do absolutnego minimum dotykania klienta, co nie tylko chodzi tutaj o właśnie te kwestie takie etyczne, ale chodzi też o to, że my jako ludzie lepiej się uczymy, jeśli to poczujemy i zrozumiemy, niż jeśli ktoś nas na siłę przestawi i nam przestawi rękę po prostu, czyli takie uczucie wyczucia swojego ciała, czyli „daj rękę wyżej”, tak? Prawa ręka wyżej, lewe biodro niżej. No i jeśli ten klient próbuje, próbuje, nie ogarnia, no to wtedy „mogę Cię dotknąć i pokazać?”, „Tak, OK”. No i spoko, i wtedy pomagamy, nie? Ale jednak ta nauka poprzez wyczucie jest dużo bardziej skuteczna.
Magda: Tak, rzeczywiście, bo na początku nawet nie potrafiłam poczuć mięśni, w sensie które mięśnie mają się ruszać, że niby mam spiąć tyłek albo spiąć brzuch albo jakieś nie wiem, obniżyć swoje ciało na wysokości łopatek, ale ja zupełnie tego nie czułam i tego też rzeczywiście się uczymy z czasem. Ale też nie wiedziałam, że to też, obok tych etycznych rzeczy, to też jest ważne. Ciekawe. Jeśli chcielibyśmy wejść na YouTube i ćwiczyć z naszym najdroższym dostawcą bezpłatnych treści video [śmiech], to w jaki sposób warto szukać tych filmików? Na co warto zwrócić uwagę też, żeby nie potęgować w sobie tego poczucia, że na przykład muszę ćwiczyć, żeby się odchudzać? Bo też pewnie wiele osób ma takie doświadczenia, że kiedy wejdziemy na YouTube, to dużo filmików będzie miało w hasłach kluczowych na przykład „tonowanie mięśni” albo „spalanie kalorii” albo „shape’owanie” jakichś partii, żeby były jak ze stali, żeby można było na nich żelazne pręty zaginać.
Asia: To jest trudne. To jest trudne dlatego, że często pojawiają się te tytuły dlatego, że one się najlepiej klikają po prostu. I czasem zdarza się, że są na przykład spoko trenerki, które robią bardzo fajny trening, który jest pokazany fajnie technicznie, ale ma clickbaitowy tytuł [śmiech] typu właśnie „wyszczuplamy uda” czy tam „spalanie czegoś tam”, a trening sam w sobie może być przyjemny i fajny, no nie? Natomiast po takim tytule gdzieś też można wnioskować, że ta osoba takimi treściami nas karmi w trakcie treningu i to już nie jest fajne, kiedy w trakcie treningu mówi nam „jeszcze kilka powtórzeń, żeby te uda były super szczupłe”, no nie? I jakby po pierwsze – kłamie, bo to tak nie działa, czyli nie ma czegoś takiego jak miejscowe spalanie tłuszczu. Czyli jeśli robimy przysiady, to nie spalamy tłuszczu na nogach. Jakby to tak po prostu nie działa. To byłoby za proste. Gdyby tak było, to byśmy wszyscy mieli takie ciała, jakie chcemy mieć, ale to po prostu się klika. Możemy szukać treningów pod hasłami „trening funkcjonalny”. Możemy szukać treningów, które będą prowadzone przez ludzi z wykształceniem fizjoterapeutycznym. Trudno jest mi polecić kogoś konkretnego, bo ja z YouTube’a jako takiego nie korzystam, nie korzystałam, więc nie umiem tego po prostu Wam podać na tacy, ale ja bym unikała tych tytułów właśnie, tych tytułów o tym super spalaniu i turbo pajacach, no nie? A może szukałabym bardziej po jakiejś zabawie albo po jakimś efekcie, który byśmy chcieli osiągnąć, czyli jeśli chcemy się zmęczyć i pobawić, to może coś typu zumba, może coś typu dance trening, może jakieś właśnie takie taneczne rzeczy. I jeśli zależy nam, nie wiem, na wzmocnieniu nóg, pośladków, to może coś z przysiadami. Może właśnie trening wzmacniający, no nie? Trening wzmacniający plecy, trening wzmacniający brzuch, trening wzmacniający pośladki czy też… Może brzuch to niekoniecznie, bo wtedy będą pewnie brzuszki, a to nie jest zbyt dobre ćwiczenie. Bardziej core, żeby te core muscles wzmacniać, czyli mięśnie tułowia. Na pewno wszystkie treningi, które będą mówiły o mobilności. To znaczy wszystkie – większość treningów, które będą mówiły o mobilności, będą w porządku, bo często te mobility trainings są naprawdę wartościowe. Po prostu wspierają nas w tej ruchomości, a rzadko – z mojego doświadczenia i obserwacji – podejmują się tych treningów osoby właśnie zarabiające na super spalaniu, bo to jest mało klikalne. Im się nie opłaca tego robić, bo będą mieli mało lajków, no nie? Czy mało wyświetleń takiego treningu. Treningi jogowe na pewno będą super, bo to są gdzieś tam, z definicji trening, który ma nas zbliżać do kontaktu ze swoim ciałem. Oczywiście, też joga weszła już w ten tryb sprzedażowe i też już są jogi na płaskie brzuchy, no nie? Ale po prostu możemy kliknąć w jakąś fajną jogę, jogę relaksującą, jogę właśnie czy wzmacniającą, czy jogę na nogi, jogę na plecy, na lepszy sen czy jakkolwiek, no nie? Jest na pewno Małgosia Mostowska, która ma fantastyczny kanał jogowy. To jest jedyna osoba, którą znam i z której kiedyś korzystałam, więc tutaj mogę polecić bezpośrednio. Ja bym przede wszystkim poleciła Wam omijać te tytuły, ale przy tym wszystkim zdjąć z nich te obietnice i te oczekiwania. W sensie to jest taki filtr, no nie? Tak jakby jest filtr na Insta, na stories. No to bez tego filtra gdyby one były, to byłby po prostu trening. Jak jest trening na spalanie, to byłoby „trening” i koniec, bo to, że trening spala dużo kalorii, zależy od tak wielu czynników, że jakby obiecywanie tego w tytule jest, to są puste słowa. To tak jak Ty byś sprzedawała swój kurs o kolażach, mówiąc, że to jest kurs, po którym dostaniesz najlepszą pracę jako grafik czy też będziesz robić kolaże dla największych firm na świecie, no nie? Będziesz zarabiać kilkadziesiąt tysięcy miesięcznie.
Magda: Tu jest zbyt wiele czynników. To musiałabym sama chodzić z tymi osobami od drzwi do drzwi, ale to też by niekoniecznie zagwarantowało takie rezultaty. I też staram się kierować tym generalnie w przekazie marketingowym i myślę, że warto żeby nie tylko w branży fitness, tylko żeby we wszelkich branżach kierować się tym, żeby dawać obietnice, które rzeczywiście później można spełnić.
Asia: Tak.
Magda: Ja rzeczywiście przez te niespełnione obietnice, jeśli chodzi o fitness, na przykład wyszczuplający nogi, to bardzo cierpiałam, że po prostu ze mną jest coś nie tak, że ja coś źle robię, bo robiłam te treningi, bo zawsze miałam kompleks nóg ze względu na to, że są, że mam trochę bardziej masywny dół ciała niż tors do góry i strasznie chciałam je wyszczuplić, ale nic mi nie dawało rezultatów obiecanych.
Asia: No właśnie. I gdyby pojawiła się taka osoba, która by Ci powiedziała „hej, to jest Twoja budowa, to są Twoje proporcje i super, jesteś wyjątkowa i jakby nie ma drugiej takiej Magdy na świecie” i jeśli jakby Ci się nie podobają te nogi, no to możesz je jakby wyćwiczyć, w sensie mogą być silne, mogą być nie wiem, bardziej jędrne ewentualnie, jeśli będziesz dużo ćwiczyć, ale jakby nie spodziewaj się odwrócenia proporcji, bo jest to niemożliwe po prostu genetycznie, czyli taka czysta wiedza, no nie? To to już byłby dobry krok do tego, żebyś zdjęła z siebie te oczekiwania. Ale jeśli ktoś Ci obiecuje „hej, możesz mieć nogi szczupłe jak swoje ręce”, no to jakby na jakiej podstawie to mówi?
Magda: Teraz już to wiem na szczęście. Dobrze, że już jestem w tym miejscu. [śmiech] Ale generalnie jakoś bardzo dużo odwróciła, stopniowo oczywiście, bo to jest proces, jak już wspomniałyśmy, ale stopniowo coraz bardziej do mnie docierała taka myśl, że „hej, te nogi są fantastyczne. Może nie są takie jak z katalogu, jak z Vogue’a, ale niosą mnie przez życie. Mogę dzięki nim chodzić, mogę dzięki nim biegać, mogę dzięki nim zrobić sobie stabilną pozycję w tenisie, żeby przypierdzielić mojemu mężowi takiego backhanda, że się nie pozbiera” [śmiech].
Asia: Dokładnie. Czyli jakby to jest to, o czym rozmawiałyśmy na początku, czyli zmiana tego… Jakby pominięcie efektu czy też aspektu estetycznego ruchu na aspekt funkcjonalny, na ten sprawnościowy. I też to, co bardzo fajnie powiedziałaś, to brzmi jak takie to ćwiczenie terapeutyczne wdzięczności, no nie? Czyli bycie po prostu wdzięcznym i praktykowanie wdzięczności, też właśnie sobie, swojemu ciału, pomaga nam naprawić tą relację z ciałem po prostu. No i w tym momencie także poniekąd z ruchem. No, fajnie, bardzo ładnie.
Magda: A teraz pogadajmy o zegarkach, które liczą kroki. Ja bardzo stosuję, a Ty pokazujesz, że uwaga, że jednak tutaj też może się zapalić czerwona lampka. Jakie zagrożenia niosą za sobą takie sprzęty, które mierzą naszą aktywność, pokazują, ile kręgów jeszcze musimy wypełnić, ile kroków zrobić?
Asia: To, co jest jakby takim największym zagrożeniem w korzystaniu z tych sprzętów pomiarowych, to odcięcie się od tego, co czujemy na rzecz tego, co widzimy i co mamy policzone. Czyli to bardzo wiąże się z tą kulturą odchudzania i kulturą właśnie tego całego fitnessu. Czyli takie zewnętrzne zarządzanie swoim ciałem może doprowadzić do tego, że nie będziemy sobie ufać. Czyli w momencie, kiedy mamy dzień, kiedy czujemy się źle, coś, czujemy się słabo, czujemy, że mamy mniej siły, a na naszym zegarku jest 3000 kroków, a mamy ustawioną gdzieś tam tą granicę, ten cel na 10000, a czujemy się bardzo źle, no to tylko po to, żeby zrobić te kroki, będziemy wstawać i chodzić i robić na siłę, no nie? I ostatecznie może czuć się nawet gorzej albo pójdziemy i w trakcie zrezygnujemy, co jeszcze spotęguje to uczucie takiego, że jest mi źle. A może być tak, że kolejnego dnia okaże się, że brało nas przeziębienie na przykład i po prostu jesteśmy chorzy, przeziębieni i musimy poleżeć kolejnego dnia a na przykład tym spacerem czy pójściem na trening, żeby dokręcić kółeczko na naszym zegarku, pogorszyliśmy swój stan i zamiast być lekko przeziębionym przez 1-2 dni, rozłożyliśmy się na cały tydzień, co też gdzieś potęguje wtedy jakieś takie poczucie winy, że jak to, przecież mam swój cel na zegarku i teraz przez tydzień mam leżeć chora? W ogóle jak to możliwe? To gdzieś tam potencjalnie może prowadzić nas albo powrócić, jeśli mamy takie doświadczenia, prowadzić nas do zaburzeń odżywiania, no nie? Czyli to już jest poważny temat, to już jest jakby choroba, gdzieś tam zaburzenie psychiczne. Natomiast tak się nie musi stać, bo zegarki nie są tylko i wyłącznie właśnie narzędziem do torturowania nas i reżimowania i pouczania, że jeszcze trzeba więcej zrobić, bo zrobiłaś za mało. Zegarki mogą być super narzędziem informującym. Czyli bywa tak, że na przykład dla osób… Ja nie prowadzę takiego stylu życia, więc jest mi bardzo trudno się w to wczuć, bo ja po prostu cały czas jestem na nogach jako trenerka, gdzieś tam łażę, chodzę, tu jeszcze pies i tak dalej, i sama ćwiczę, ale domyślam się, że dla osób, które dużo siedzą przy komputerze, mają pracę taką przy biurku, no właśnie, to jest trudno oszacować, ile kroków robię w ogóle w ciągu dnia, no niby chodzę gdzieś tam do sklepu, niby idę raz dziennie na jakiś spacer, ale jakby nie wiem i potem właśnie może jakiś trener mnie pyta, czy mam aktywny styl życia, ja w sumie to nie wiem, no w sumie chodzę, a potem się okazuje, że to są 2000 kroków, czyli prawie nic i w sensie, prawie nic, to jest po prostu gdzieś tam literalnie mało, jak tam zaczęto opracowywać gdzieś tam te liczby kroków w kontekście naukowym i ich wpływu na nasze zdrowie czy też po prostu… No, ogólnie mówiąc – zdrowie. Więc te zegarki mogą być fajną informacją, że jeśli się na przykład wkręciłam w robotę i się zasiedziałam, no to patrzę na zegarek – kurde, tylko 3000, nic dziwnego, że mnie bolą plecy, jest dziewiętnasta, ja dzisiaj prawie w ogóle nie chodziłam, kurczę, to jest dobre info, no nie? Wyjdę, przejdę się trochę, przewietrzę głowę przy okazji, już jest tak późno, będzie mi lepiej jutro. I być może będzie Ci lepiej jutro, ale będzie to też informacja o tym, żeby kolejnego dnia czy też generalnie w perspektywie pracy, zaplanować sobie przerwę na przykład na wyjście na spacer albo zaplanować sobie przejście na, jakby krótki jakiś rozruch czy coś tego typu. To, co jest gdzieś tam takim jakby utrudnieniem we współpracy z tymi zegarkami, no to podejście zerojedynkowe, tak? Czyli… Tylko, że to już jest jakieś zaburzenie poznawcze, zakrzywienie poznawcze? O Jezu, zapomniałam, jak to się nazwa, ale w każdym razie, z psychologii. Wydaje nam się, że jakby coś jest czarne albo białe, no nie? Jest jeszcze dużo szarości, czyli możemy patrzeć na zegarek jako cel zrealizowany albo niezrealizowany. I koniec. I to, że mamy na przykład cel powiedzmy 10000 i wiemy, że wtedy czujemy się dobrze, że tego dnia zrobimy, jakiegoś dnia zrobimy 10000, to kurczę, rzeczywiście fajnie nam jest, czujemy się dobrze, nie bolą nas plecy czy też po prostu mamy więcej wigoru. I innego dnia zrobimy 8500, to jest prawie tyle samo, ale ryzyko jest takie, że będziemy widzieli tylko niedomknięte kółko czy tam niedokończone procenty, no nie? I jakby na to trzeba uważać, żeby nie podchodzić do zegarka jako wyroczni, tylko do jakiegoś takiego informatora, który może nam pomóc w tym, żebyśmy wstali, szczególnie jak są takie zegarki, które wibrują na przykład po nie wiem, godzinie siedzenia bez ruchu. Jest „bz, bz, rusz się, rusz się”, no nie? Więc to gdzieś tam może nam pomóc, tylko nie przesadzajmy.
Magda: Jako siedząca osoba potwierdzam, że rzeczywiście jest książkowo tak jak mówisz, że po prostu tak można się zakopać w robocie, zwłaszcza jeśli jest dużo pracy takiej zajmującej mózg, że wstajesz wieczorem i czasem mea culpa, nie ma nawet tych 3000 kroków. Chociaż jak już mam zegarek, to rzeczywiście jest lepiej, bo rzeczywiście można nawet wyjść na klatkę schodową, w ten sposób się przejść albo puścić sobie muzykę i zakręcić tymi bioderkami, kiedy jest na przykład deszcz. U mnie akurat właśnie pada. I rzeczywiście się poruszać, bo ja zaczęłam mierzyć moją aktywność, kiedy osoby, które mnie obserwują, dawały mi znać, że w wieku 30 lat na przykład miały operację na kręgosłup przez to, że właśnie tak mało się ruszały. I powiedziały: „Młoda, rusz się z tego fotela”, bo akurat wrzuciłam relację, że „o kurde, moje dni ostatnio wyglądają tak, że prawie cały czas siedzę”. I wtedy zaalarmowały. Tak, że jeszcze raz Wam dziękuję, jeśli tego słuchacie [śmiech]. I dzisiaj mi bardzo w tym pomogłaś. Mega Ci dziękuję za naszą rozmowę.
Asia: Ja też bardzo Ci dziękuję.
Magda: Bardzo dużo rzeczy się dowiedziałam i myślę, że jeśli nasi słuchacze będą chcieli rozpocząć swoją przygodę z ruchem, to dzięki tej rozmowie będą mieli świetny poradnik, jak w ogóle się do tego zabrać.
Asia: Bardzo Ci dziękuję, Magda, za zaproszenie. I też mam taką nadzieję. Zapraszam serdecznie do ruchu, zapraszam do tego, żebyście wczuwali się w swoje ciało, w swoje potrzeby i byli odważni w tym, żeby rozpoczynać przygodę z jakimś ruchem może na nowo albo próbować takich dyscyplin czy takiego sposobu poruszania swoim ciałem, o którym zawsze gdzieś tam marzyliście, ale nie byliście pewni, czy to dla Was, bo czasem się okazuje, że wystarczy pójść raz i „a, to nie dla mnie, po prostu to nie jest fajne”, a gdzieś tam żyliśmy w tej strefie marzeń, że „o kurczę, to jest takie fantastyczne, tylko ja się nie nadaję”. A czasem to po prostu nie Wy się nadajecie, tylko po prostu to jest nieatrakcyjne i tyle.
Magda: Dziękuję też Tobie, droga słuchająca osobo, za dołączenie do nas. Jeśli mój podcast Ci się podoba, będę Ci mega wdzięczna za gwiazdki w serwisie Spotify. Wystarczy, że w apce na telefon wejdziesz na stronę główną podcastu Burza w mózgu, klikniesz w ocenę, jest pod opisem podcastu i dodasz swój rating. Plus w opisie tego odcinka znajdziesz link do transkrypcji. Z pomocą control plus F możesz szukać w niej szczególnie interesujących wątków. Życzę Ci soczystych mandarynek bez pestek, żeby chłodna strona poduszki dawała ukojenie, kiedy w nocy będzie Ci za gorąco oraz krótkiego czasu oczekiwania na jedzenie na wynos. Do zobaczenia.